Do Londynu leciałam z misją, by zapomnieć. Się zapomnieć na kilka dni, zresetować energię. I wiecie co? Londyn jest idealny, by zapomnieć.

Nigdy nie mieszkałam w Londynie. Mój pierwszy raz był jakieś 10 lat temu, gdy przesiadałam się z autokaru (AUTOKARU!) z Polski do busa, który miał mnie zawieźć do Newcastle. Stałam pół godziny z otwartą buzią i zanim w panice zaczęłam szukać busa docelowego (bo zawsze coś), to pamiętam, że największe wrażenie zrobiły na mnie kobiety, w afrykańskich strojach i z takimi wystającymi tyłkami, że spokojnie można by tam położyć kubek kawy. Niesamowite. To było piękne i pierwsze moje londyńskie doświadczenie.

Dwa lata temu byłam tam pierwszy raz świadomie i na trochę dłużej. Trzy dni. Jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia sprzed dwóch lat, zapraszam TU, TUTU i TU też.

Londyński weekend pełen zapomnienia…
Dzięki niemu zrozumiałam, że…

Możesz zapomnieć o codzienności. Problemy zostały za bramką na lotnisku, nie przeszły kontroli bagażowej. Jest tyle bodźców, że naprawdę choćby człowiek chciał, nie będzie myślał o polskiej, ludzkiej codzienności. Bo tam nie ma codzienności. Chleb inaczej smakuje, samochody inaczej jeżdżą, ludzie inaczej mówią. Totalny reset.

Możesz zapomnieć o kaloriach. Cheese and onion pasty, please. I milion kalorii prosto w biodra. Brownie. Batoniki z masłem orzechowym, których tak daaaawno nie jadłam. Falafel o północy. I kawa, dużo kawy… Ale wiem też, że zrobiłam spory kawał drogi po tym Londynie. Dlatego bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, oto Londyn, w którym kalorie są o godzinę do tyłu. Można przed nimi uciec. 🙂

Możesz zapomnieć o pracy. Leciałam bez laptopa i ze świadomością, że żeby skorzystać z internetu, będę musiała sobie łajfaja poszukać. Nie szukałam jakoś usilnie. Jak był, to był. I nagle się okazało, że wcale nie jestem przyrośnięta do telefonu. I że można wziąć wolne od wszystkiego, nawet jak się jest w połowie freelancerem i w całości odpowiedzialnym człowiekiem.

Możesz zapomnieć o tym, że nie masz już 20 lat. Nocne poszukiwania najlepszej budki z kebabem? Studenckie śniadania. Nietrzymanie się planu wycieczki. Rozmowy o sensach i bezsensach. Chodzenie spać bardzo późno. Ja, matka, rycząca trzydziestka. Fajnie było!

Możesz zapomnieć o tym, że czegoś nie umiesz zrobić. Zanim wyleciałam, myślałam o tym, jaką traumą będzie dla mnie dojechanie z lotniska do centrum Londynu. Gdy patrzyłam na tych ludzi w metrze, którzy mieli w sobie coś z mrówki, wydawało mi się, że gdy tylko zostanę tam sama, w końcu będzie okazja, by usiąść. Usiąść i płakać, bo zgubię się na 100%. Ale oczywiście, jak się okazuje, gdy jestem sama ze sobą, jestem najlepiej radzącym sobie człowiekiem na ziemi. Mogę wszystko!

Kilka dni temu pokazałam Wam, co na ucho powiedział mi Londyn. Dokładnie TU. Żeby slow down i keep it clear. Co też czynię every day i jestem bardzo z siebie proud.

A dziś? Moje 100 kilometrów w nogach.

DSC_0147 DSC_0158 DSC_0161 DSC_0171 DSC_0173 DSC_0178-horz DSC_0179 DSC_0187 DSC_0189 DSC_0190 DSC_0194 DSC_0195 DSC_0199 DSC_0201-horz DSC_0215 DSC_0220 DSC_0222 DSC_0225 DSC_0227 DSC_0233 DSC_0238-horz DSC_0240 DSC_0242 DSC_0245 DSC_0256 DSC_0258 DSC_0261 DSC_0262 DSC_0267 DSC_0268 DSC_0274 DSC_0290 DSC_0303-horz DSC_0329 DSC_0332 DSC_0333 DSC_0335-horz DSC_0337 DSC_0344-horz DSC_0347 DSC_0352 DSC_0357