
Z dziećmi do Londynu? Chyba to jakieś nieporozumienie? Chcecie spędzić urlop na placu zabaw? Wzięliście nerwosol? Podziwiam…
No właśnie, niekoniecznie chcieliśmy spędzić urlop na placu zabaw. Niekoniecznie chcieliśmy się denerwować, szarpać i gorzko żałować wakacji z dziećmi. Chcieliśmy spędzić super dni w jednym z naszych ulubionych miast.
Zobaczcie, jak to ogarnęliśmy. No i przygotujcie się na dużo zdjęć. Aha, i odpowiedź na pytanie, co zrobiliśmy, gdy spóźniliśmy się całą piątką na samolot!
Oto kilka punktów, o których warto pamiętać podczas wakacji z dziećmi w Londynie
Podwójny wózek dla dzieci
Ja wiem, wiem – takie duże dzieci i wózek? Jeśli jednak w planach jest zwiedzanie miasta na nogach, wózek to must have. Początkowy plan zakładał pożyczenie dwusobowego wózka. Taki ,,bliźniaczy wózek” towarzyszył nam i w Krakowie, i w Pradze, i w Budapeszcie. Miał jeden minus – był szeroki (no inny być nie mógł) i ciężki. Z trudnością lawirowaliśmy między turystami. Postanowiliśmy wziąć wózek, w którym podróżowała Ina kilka lat temu, bo jest lekki i można go nieść na plecach. A przede wszystkim jest – fizycznie, w domu, nie trzeba było pożyczać. Do rozwiązania został jeden problem – jak w jednoosobowym wózku zmieścić dwoje dzieci? Dostawka!
Dostawka nie była potrzebna, gdyż nasz Tata, a Dziadek Iny i Mili, przedstawił swoje dzieło, czyli projekt pt. ,,obie siedzą”. Projekt zakładał dwa elementy – wojskowy pas i mały podest na nóżki. Na pasku jedna z dziewczyn siedziała 😀
Pomysł naszego Taty wygrał. Naprawdę wiele nam to ułatwiło!
Podróż samolotem z dziećmi
Z jednej strony to jest łatwe, z drugiej – mocno angażujące. Na Waszym miejscu spakowałabym do plecaka wesołe miasteczko. Ale jeśli nie jest to możliwe (hłe hłe hłe), na moją Córkę działa ciastolina, naklejki i… tablet. Tym razem grane były ,,Dzieci z Bullerbyn”. Swoją drogą, piękny film dla dzieci!
Dobrze jest spakować zabawki, którymi dziecko dawno się nie bawiło. Prawie 3h ,,na tyłku” mogą być dla dziecka trudne.
Piętrowe autobusy w Londynie
Po pierwsze – frajda razy milion, dzieci piszczą z zachwytu. Po drugie – odpoczynek dla rodziców, bo dzieci aktualnie piszczą z zachwytu. Po trzecie – naprawdę fajny sposób, by pooglądać sobie miasto. Przecież nie da rady poznać Londynu w całości spędzajac tam tylko kilka dni.
Jedno utrudnienie. By przejechać się autobusem, trzeba mieć albo oysterkę (kartę miejską) albo mastercard’a. Nie ma opcji, by kupić jednorazowy bilet. Visa nie przechodziła u kierowcy, karta z mbanku tak. Przyjaciele musieli pożyczyć nam swoje karty płatnicze, byśmy mogli pojeździć 🙂 A nie chcieliśmy kupować oysterek, bo nam się to nie opłacało, po prostu.
Co jeść w Londynie?
Może macie inne doświadczenia, ale nam brakowało miejsca, gdzie można wpaść i kupić ,,zwykłą bułkę z mąką na wierzchu” za mniej niż 3 funty. Jedzenie kosztowało nas fortunę, całe szczęście, że drobne przekąski (orzechy i suszone morele) wzięliśmy z Polski. A nasze dziewczyny to takie żarłoki!
Więc tak – parówki z Iceland (czyt. z Arendelle, kto wie, ten wie) dają radę – kupcie od razu karton 😀
Przyznam się Wam też do częstych wizyt w McDonald’s – frytki nie raz uratowały humory Iny i Mili, które traciły energię po kilku godzinach spacerowania. Przed nimi następowała grzeczność (bo inaczej nie będzie frytek), po nich również następowała grzeczność (bo trudno rozrabiać, gdy się pożera fryty). I to była jedna z tańszych londyńskich opcji żywieniowych. Dokładnie tak – McDonald’s to zdecydowanie opcja na oszczędzanie.
Warto wybrać sobie jedną czy dwie rzeczy, które chce się bardzo, bardzo zjeść, a na które nie żal wydać fortuny. Emilka z Bartkiem wybrali randkę w Wagamama. Ja ,,cheese and onion pasty” z Greegs – choć akurat te 2 funciaki to nie był majątek.
Atrakcje dla dużych i atrakcje dla małych
Nie przygotowywaliśmy się zbytnio do tego wyjazdu. Nie mieliśmy listy atrakcji dla dzieci, po prostu mieliśmy oczy i uszy otwarte.
Wiedzieliśmy, że musimy przeplatać plan ,,zwiedzania” placami zabaw i innymi miejscami, gdzie nasze dziewczyny będą mogły się wyszaleć. Place zabaw w Londynie są świetne! Każdy inny, w każdym są inne atrakcje – także jest okazja, by zrobić dzieciakom przyjemność. 🙂
Przykładowo – Barbican. Fajne miejsce ,,dla dorosłych”, na szczęście udało nam się trafić na czas dla dzieci w tamtejszej bibliotece – dziewczyny mogły sobie oglądać książeczki i bawić się zabawkami. Po 30 minutach mogliśmy ruszyć dalej, tym razem w stronę, która nas interesowała, a je niekoniecznie.
Przed wejściem do Tate też pół godziny spędziliśmy na placu przed galerią – to ten z huśtawkami na trzy osoby. Kilka razy pobawiliśmy się w berka i mogliśmy z dziewczynami wjechać na 10 piętro, by oglądać Londyn z góry.
Powrót do domu, czyli co zrobić, gdy spóźnisz się z dziećmi na samolot!
Trasę Londyn-lotnisko miałam obcykaną. Nie pierwszy raz wracałam przecież do Gdańska. Wyszliśmy z apartamentu dość wcześnie, wsiedliśmy w autobus, wysiedliśmy przed dworcem, z którego ruszały autobusy na lotnisko London Stansted (no, kwadrans musieliśmy się przejść). Nie mogliśmy przewidzieć, że będą korki do samego lotniska. Wkurzeni patrzyliśmy to na zegarek, to na drogę przed nami. Wybiegliśmy z autobusu i skierowaliśmy się, by oddać bagaże. Kolejna kolejka. Uf, bagaże oddane, idziemy dalej. Bramki. Milunia została bardzo dokładnie sprawdzona przez obsługę lotniska, nie dość, że byliśmy zestresowani brakiem czasu, to jeszcze zdenerwowani płaczem Miluni, nie wiedzieliśmy, o co chodzi, czemu sprawdzają tak skrupulatnie trzyletnie dziecko. Potem musieliśmy przejść przez całe lotnisko (trójka dorosłych, w tym jedno w ciąży, i dwoje małych dzieci), co trochę czasu nam zajęło, biorąc pod uwagę projekt lotniska, który jest zrobiony tak, byśmy musieli przejść przez wszystkie sklepy. Potem mikropociąg do gate’u. No i pocałowaliśmy klamkę. Nic nie dało się zrobić. Spóźniliśmy się na samolot powrotny do Gdańska.
No i co? I nic. Twierdzę, że tak miało być. Mieliśmy na niego nie zdążyć. Najważniejsze, że nasze bagaże zostały na miejscu. Odebraliśmy je, usiadłam na podłodze, odpaliłam komputer i kupiłam bilety na następny dzień. Kilka stówek poszło…
Nocować na lotnisku czy nie? Ja bym mogła, myślę, że dalibyśmy radę – taki też był początkowy plan. Jednak Emilka zdecydowała, że dziewczyny powinny się wyspać, bo nastepnego dnia będzie armagedon. No i nocowanie w ciąży na niewygodnych siedzeniach w poczekalni też nie byłyby mile widzianym zakończeniem urlopu.
Emilka zarezerwowała dwa pokoje w pensjonacie o malowniczej nazwie Aspen. Jeśli kiedyś oglądaliście serial ,,Co ludzie powiedzą?”, możecie się domyślać, jaki styl tam panował. Ale spało nam się doskonale.
Zanim wsiedliśmy do taksówki, która nas zawiozła na miejsce (portfel płakał, jak chudł), zjedliśmy wykwintną kolację w Burger Kingu.
Następnego dnia na lotnisku byliśmy niemal o świcie, by zminimalizować ryzyko kolejnego spóźnienia. Udało się!