
Chciałabym zatrzymać czas. I żeby była cisza. Cisza…
A raczej:
– Cisza! – chciałabym czasem wrzasnąć.
Pamiętacie Sabrinę, nastoletnią czarownicę? Potrafiła zatrzymać czas. Jak ja czasem marzę, by móc zrobić to, co ona. Tylko po to, by móc w spokoju pomyśleć. Dosłownie przez kwadrans.
Jaka to by była ulga… Muszę pomyśleć, zastanowić się, rozłożyc problem na czynniki pierwsze. I zatrzymuję świat na pół godziny, ogarnia mnie cisza, nikt nie jęczy mi nad uchem, nikt nie daje dobrych rad, nikt nie mówi ,,a jeszcze zobaczysz” albo ,,rób jak uważasz, ale ja na twoim miejscu”. Jaka to by była ULGA, taka wielkimi literami napisana.
Brakuje nam ciszy. Chyba sie jej boimy. Ja wiem,że gdybym tylko miała w domu telewizor, byłby włączony cały czas. Bo ja lubię, gdy coś brzęczy mi nad uchem. Niekoniecznie ogladam, ale sam telewizyjny szum sprawia, że czuję się bardziej komfortowo.
Boimy się zatrzymać czas. Może boimy się zostać sami ze swoimi myślami? Boimy się ciszy pustego mieszkania, gdy zostajemy sami. Więc albo z niego uciekamy, albo oglądamy tvn non stop, zasypiamy ukołysani dialogami z Przyjaciół, włączamy MTV, choć kładziemy się spać tyłem do telewizora. Ale to ucieczka. Boimy sie tego, co możemy usłyszeć od nas samych. Tak też się przecież zdarza. Ale paradoskalnie to by było bardzo, ale to bardzo potrzebne. W końcu zostać zmuszonym do tego, by siebie wysłuchać. Od początku do końca.
Uczę się ciszy. Zaczynam po mału. Zmywam naczynia w ciszy, słuchając tylko swoich myśli.
Nadal nie czuję się komfortowo w ciszy. Lubię siebie i dobrze się ze sobą czuję. Ale cisza czasem bywa za głośna.
Przede mną tydzień w ciszy. Ina na wakacjach. Znowu będę najbardziej samotną matką na świecie. Ale może też dowiem się czegoś nowego o sobie. Może polubię się bardziej. Może gdzieś sama się zabiorę. W ciszy. Bo chcę stawić jej czoła.
Poprzednie wpisy z cyklu: Alfabet nowej mnie <3