Budzik dzwoni, otwieram oczy. Coś jest nie tak…
No tak. To ta cisza. Zazwyczaj wsłuchuję się w dom. Słyszę, jak Ina oddycha, jak coś jej się śni, jak coś mówi do siebie, jak się przekręca na drugi bok. A teraz cisza. Jest na wakacjach z tatą. Ja mam wakacje od jej humorków, porozwalanych kredek i okruchów na podłodze. Jak to możliwe, że teraz sama najchętniej porozwalałabym z nią te kredki po podłodze?
Nie chce mi się wstać. Trzy drzemki już przeleciały, trudno. Nie wstaję. Na siłownię też nie idę. Jest mi smutno. Poszłabym do niej teraz, położyła obok i poudawała, że jeszcze śpię i nie musimy wstawać. Zapach śpiącego swojego dziecka jest najpiękniejszy na świecie.
Cisza. Gdzie te stopy biegnące po parkiecie? Sama chodzę po parkiecie, od pokoju, do kuchni, zbieram rzeczy, udaję, że sprzątam, nie mam motywacji. W końcu kładę się w jej łóżeczku, zamiast poduszki mam jej piżamkę. Mija 10 minut. Wstaję. Czas być twarda, mocna, dzielną kobieta, matką-polką, żyletą, Kapitanem Planetą.
A nie najbardziej samotną matką na świecie. Na mojej ulicy na pewno.
Między ratowaniem świata a tworzeniem bardzo bardzo ważnych planów, zerkam na zdjęcie Córki w telefonie. Raz na pięć minut.
Tęsknię, Córeczko!
Kocham,
Mama
fot. Niezły Ananas