Szczerze? Myślałam, że remont mieszkania w lutym 2019 roku będzie wesołym wspomnieniem. Anegdotą. Czymś, co będę wspominała z rozrzewnieniem przez długie lata. Ha. Ha. Hahahahhahahhhhha.

No dobra. Wiedziałam, że to trochę potrwa, ale miałam w głowie myśl, że to potrwa szybciej. Ale to wynikało tylko i wyłącznie z mojej niewiedzy. Bo gdybym wiedziała, że mieszkanie, które kupuję, to puszka pandory (Tata przypuszczał, ale dał okejkę, bo wszyscy poczuliśmy magię), to już w okolicach komunii zaczęłabym zbierać kasę na remont mieszkania. A nie na ostatnią chwilę.

Kochany mój Czytelniku. Zanim przejdziesz dalej, przypomnij sobie lub poznaj moją mieszkaniową historię. Myślę, że to dobry wstęp przed listą rzeczy, których nauczył mnie remont mieszkania.

Cierpliwość.

Brakuje Ci cierpliwości? Nie zabieraj się za kupowanie mieszkania i za jego remonty.

Ja jej się uczę, w bólach. Z jednej strony umiem czekać wiedząc, że czeka mnie samo dobro. Z drugiej – łatwo ulegam irytacji.

Chciałabym ładnie mieszkać już teraz. Czytałaś już to? To przeczytaj. 🙂

Chciałabym wchodzić do domu i zdejmować buty na deskach, a nie na gumoleum. Chciałabym mieć zmywarkę, szlag mnie trafia, jak tracę pół godziny na zmywanie naczyń.

Wyciskam z siebie tę cierpliwość, jak resztkę pasty z tubki. Czasem bezskutecznie. Krew mnie zalewa. Zła jestem, że muszę czekać.

A potem liczę do dziesięciu i jakoś przechodzi. Podobno za dwa lata nie będę pamiętać o tych drobnych nerwach. Przecież mam moje mieszkanie, jest dobrze.

Trochę cierpliwości i… będę w domu.

Kompromis

Kompromis, takie słowo na K. 🙂

Idealnie byłoby, gdyby było tak, jak ja chcę. Tak jak sobie wyobrażam.

Dotkliwie odczuwam to słowo, gdy się okazuje, że nie mogę zrobić tak, jakby mi się podobało. Że kibel musi być tu, a nie tam. Że wanna musiałaby być tu, a nie tam, gdzie widzi ją moja wyobraźnia. Są rzeczy na tym świecie, których nie ogarniam, i takie remontowe czary-mary do nich należą.

Kompromis między chcę, a ,,nie da się”. Ja bardzo nie lubię, gdy ktoś mi mówi, że tak się nie da. Skręca mnie!

Choć rozumiem, ze czasem się po prostu nie da bez rozebrania połowy domu.

Boli mnie ten kompromis. Bo totalnie nie współgra z moją tablicą na Pintereście. Hahahaaa żart… a nie, jednak nie. To nie żart.

Na najlepsze trzeba poczekać

Jestem przykładem. To zdanie w moim życiu daje o sobie znać chyba w każdej dziedzinie.

Nowe miejsce, szczególnie te, które wymaga remontu, to sporo pracy. Jeśli nie ma się ograniczonego budżetu, jeśli można mieć na pstryknięcie palców wszystko, co się wymarzy, to faktycznie nie trzeba czekać. Ale gdy jest się 33-letnią kobietą z dzieckiem, na dorobku, której oszczędności poszły na wkład własny to…  trzeba czekać.

Ależ to uczy pokory!

Docenianie małych rzeczy i cieszenie się drobiazgami

Zapach desek. Kawa na balkonie. Światło w przedpokoju po usunięciu ściany. Czysta podłoga. W końcu biała ściana, a nie fioletowa.

Nagle się okazuje, że do szczęścia potrzeba drobnych zmian, które po prostu cieszą. Nie są może spektakularne, ale potrafią zdziałać cuda. Czyli ukoić stargane remontem nerwy.

Lepiej być, niż mieć

Lepiej być na balkonie z kawą i całą ferajną, niż zastanawiać się, ile centymetrów pyłu zebrało się na komodzie po szlifowaniu ścian. Lepiej cieszyć się z tego, czyje buty zostawiają ślady, niż wkurzać się, że znowu trzeba zmyć podłogę. Lepiej docenić fakt wspólnego śniadania niż denerwować, że kuchnia wygląda, jakby przeszło przez nią tornado.

I to powtarzam sobie codziennie. Nie ma letko.

Człowiek przyzwyczaja się do tymczasowości

Najpierw śmiałam się z mojego luksusowego gumoleum w kuchni i przedpokoju, a potem przestałam zwracać na to uwagę. Wkurzałam się, że musze płaszcz zostawiać na oparciu kanapy, bo nie mam wieszaka, a potem – rzucam i się nad tym nie zastanawiam. Najpierw wściekałam się na najgorszy design łazienki (ironia!), a dziś już nie zwracam uwagi na pomarańczową ścianę, z której odłazi farba.

Człowiek się przyzwyczai do wszystkiego. Nawet do tego, co jest brzydkie i niefunkcjonalne. Wystarczy nie mieć wyjścia, za to mieć sporą ilość czasu, by przywyknąć.

Dobrze, że to tyle trwa, bo mam czas na zmianę decyzji

Najpierw antresola miała być w małym pokoju. Wystarczył czas i nowa osoba w domu, by nagle się okazało, że co dwie głowy to nie jedna i ten mój genialny pomysł to o kant dupy…

Nagle znajdują się rozwiązania, jak deski na podłogi. Długo szukaliśmy takich, po których byśmy chcieli chodzić na bosaka i nagle Tata dzwoni, że w sumie ma pomysł…

Wciąż zmieniam zdanie. Nie dlatego, że jestem niezdecydowana. Po prostu już wiem, co w naszym mieszkaniu się sprawdzi. Wiem, gdzie lubimy spędzać czas. Wiem, gdzie jest fajne światło i gdzie najlepiej smakuje kawa. Wiem, że nie muszę mieć wanny, ale reszta wannę chcę. Wiem, jak duży stół zmieści się w przedpokojo-kuchni. Ostatnio znaleźliśmy dziwaczne kafelki do łazienki, które chyba nam się podobają. A nie zwróciłabym na nie uwagi rok temu.

Czas bywa dobrym doradcą 🙂

Tata wie najlepiej

Last, but not least.

Mój Tata zna się na remontach, budowach i konstrukcjach jak nikt i pewnie gdyby nie on, to bym była w lesie. Remont mieszkania takiego jak nasze to dla niego miłe wyzwanie!

No i Tata robi najpiękniejsze meble dla swoich wnuczek!

 

Ten nasz mały remont mieszkania to tylko cisza przed burzą. Wręcz drobniutkie poprawki. Tornado czeka nas przy kuchni i łazience.

Macie jakieś remontowe rady, które zadziałają jak kubek herbaty z cytryną na moje nerwy?