Na początku ten wpis zatytułowałam „remont jako narzędzie odzyskiwania sprawczości”, ale brzmiał zbyt wydumanie. Poza tym o remont chodzi, a nie o psychologiczne zajawki. Jest to wpis dla mnie tak ważny, że nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od początku.
JESIEŃ 2017 roku
Trudno mi opisać to uczucie. Weszłam do tego mieszkania i czułam magię. Nie jest to częste, przecież nie za każdym razem, gdy się ogląda jakieś mieszkanie, od razu w myślach wiesza się swoje kimona w szafie i wyobraża sobie, jak to się będzie piło herbatę przy tym dokładnie parapecie i jak się będzie patrzyło na dokładnie ten widok z okna.
Ale ja tak miałam. Na szczęście inni oglądający nie. Patrzyłam, jak wchodzą zaraz po mnie, a po trzech minutach wychodzą, a na ich twarzach widnieje rozczarowanie i strata czasu. Ja wiem, co ich tak odstraszyło. To ta mała, niekształtna kuchnia, w której brak kątów prostych, w której nie było miejsca na zmywarkę, większy blat, praktycznie na nic. Ja miałam to szczęście, że oglądałam mieszkanie z Rodzicami, którzy widzą potencjał w starych mieszkaniach po pierwszej nutce. Mój Tata od razu wiedział, że wyjściem będzie zburzenie ściany między przedpokojem a kuchnią. To dlatego śmieję się, że mamy przedpokój z aneksem kuchennym.
MAJ, 2018 rok
Wchodziłam do tego mieszkania bez nawet złotówki budżetu na remont. Powiesz, że byłam naiwna czy bezmyślna… może i tak, ale niosła mnie potrzeba bycia w swoim miejscu, w swoim domu, z którego nikt mnie nie wyrzuci, nie wyprosi, nie podziękuje. Wiem, że nie każdy tak ma, że są ludzie, którym szczerze obojętnie jest, czy mieszkają na swoim, czy wynajmują, czy będą przeprowadzać się raz na dekadę, czy raz na rok. Ja mam inaczej. Muszę mieć pewność swojego miejsca.
Na środku przedpokoju była wielka gula, jak guz na czole, gdy nie zauważysz otwartej kuchennej szafki. Dawno temu musiała wylać tu pralka, drewno napuchło od wody na wysokości drzwi do łazienki, więc człowiek przechodził z dużego pokoju do kuchni jak po wydmach nad morzem…
P. zerwał tę namokłą podłogę, odkrywając pod nią kolejne deski. Niestety, nienadające się do niczego, spróchniałe, nie za specjalne. Wyrównał podłogę i przykrył ją gumoleum z imitacją paneli imitujących drewno. Wtedy myślałam, że to naprawdę tylko na chwilę. 🙂
Pamiętam ścianę pomalowaną czarną tablicówką, która raziła mnie w oczy, bo była taka niechlujna i… nie po mojej myśli. Tak, to dobre słowo. Wiele rzeczy w tym mieszkaniu było nie po mojej myśli, jednak ograniczał mnie budżet, czas osobistych rodzinnych fachowców. Jednocześnie wierzyłam, że remont potrwa góra pół roku. Tak, naprawdę święcie w to wierzyłam, choć dziś śmieję się, że bez tej wiary możliwe, że przestraszyłabym się kupna własnego mieszkania.
A ściany? W 2018 roku są popękane, nierówne, ujawniające, jak to było kilkadziesiąt lat temu. Historia w pożółkłym kolorze. Mimo wszystko byłam wtedy pełna nadziei i podobało mi się wszystko, nosiłam różowe okulary przysłaniające wszystko to, co do zmiany. Nic mi prawie nie przeszkadzało, miało już być tylko lepiej.
LUTY, 2019 rok
Tata montuje w przedpokoju i kuchni drewniane dechy, stuletnie, które leżakowały wiele, wiele lat za domem moich Rodziców. Podłoga jak z marzeń. Oczami wyobraźni widzę siebie robiącą kilometry po tej powierzchni, już prawie czuję drewno pod stopami. Ale zapominam, że remont wciąż trwa i że lepiej ochronić to piękne drewno przed remontową zawieruchą warstwą gumowej podłogi na metry, kolejną imitacją paneli imitujących drewno.
Wciąż wierzyłam jeszcze, że remont potrwa dosłownie kilka miesięcy. I że będzie pięknie. A zaczynałam się niecierpliwić. Lubię, jak jest ładnie, lubię, jak jest jakiś rytm i ład, choć nie jestem pedantką. Prowizorka sprawia, że nie mogę się skoncentrować, że nie czuję motywacji. Poczułam, jak bardzo to, jak jest naokoło mnie, wpływa na mój dzień. Bardzo.
MAJ, 2020 rok
Wiosną 2020 roku nastąpiło zwolnienie blokady i… wymiana instalacji elektrycznej. Jesteśmy o krok bliżej celu. Do zżółknień, nierówności i krzywizn dołączają nowe linie, te po wymianie kabli. Mimo wszystko podobają mi się te nowe ślady, bo pozwalają dostrzec skalę zmian.
…w międzyczasie
W październiku 2020 roku moja uwaga skierowana jest w stronę łazienki, która wyszła nam zupełnie niechcący w stylu boho. Dużo nas energii i pieniędzy kosztował ten projekt. Decydujemy, gdzieś między pandemią a inflacją, że robimy pauzę, że nie chcemy wciąż gonić za pieniędzmi na remont, w stresie. Jednak spokój wydawał nam się lepszą opcją niż dokończony remont.
SIERPIEŃ, 2022 rok
Przyjechałam do Lublina, do Basi. Minął czwartek, piątek, w sobotę rozmawiamy i mówię, że utknęłam i że straciłam poczucie sprawczości. Nie wiem, jak opisać to uczucie. To tak, jakby człowiek nie miał pola manewru, jakby dusił się w swojej własnej przestrzeni i nie bardzo miał jak otworzyć okno. W każdym razie ja czułam, że sama nie dam rady, bardzo emocjonująca to była dla mnie rozmowa, ale przyniosła niespodziewane zmiany.
Basia powiedziała, że przyjeżdża do mnie „ogarnąć rzeczywistość” i faktycznie, odebrałam ją ze stacji Gdańsk Główny we wtorek 23 sierpnia. I od razu zabrałyśmy się do pracy.
To tylko kilka wspólnych godzin, a my wyrzucamy, przestawiamy, zmiatamy, myjemy, układamy, odkrywamy. Do nocy. W środę jemy obiad na śniadanie i pracujemy dzielnie do 21:00. W czwartek podkręcamy prędkość, bo nie ma czasu do stracenia, a trzeba jeszcze ściany pomalować!
Od zawsze lubiłam białe ściany i takie też chciałam mieć w przedpokoju i kuchni. Potrzebowałam przestrzeni, lekkości, światła. Od pierwszej wynajmowanej przeze mnie ściany wybieram farby Magnat, współpracujemy od prawie 6 lat!!!!, tak było i tym razem.
Kupiłam Magnat #kolorLove, białą oczywiście.
- Farby Magnat #kolorLove doskonale kryją, a to znaczy, że ja, człowiek utalentowany, ale nie plastycznie, może pomalować ściany samodzielnie i istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że nie trzeba będzie kłaść trzeciej warstwy.
- Jestem mamą córki i pańcią trzech kotów, nie wiem, co to znaczy ściana bez plam. Farba Magnat #kolorLove jest odporna na szorowanie i wielokrotnie zmywanie, nawet przy użyciu delikatnych środków czyszczących.
- Farba Magnat #kolorLove tworzy matową powłokę, dzięki czemu nie widać drobnych nierówności. Co więcej, ta powłoka jest oddychająca, co zmniejsza ryzyko zawilgocenia.
- Farba Magnat #kolorLove to farba, w której ilość Lotnych Związków Organicznych została zredukowana poniżej obowiązującej normy.
- Opakowanie farby Magnat #kolorLove w 40% wykonane jest z materiałów pochodzących z recyklingu.
Białe ściany to była baza pod całą resztę drobnych rzeczy, które sprawiły, że odzyskałam kuchnię. I poczucie sprawczości.
Stara lodówka, którą nabyłam razem z mieszkaniem, została pomalowana czarną ceramiczną farbą tablicową Magnat. Chciałam, by stare dało efekt nowego, by była jakaś zmiana ciesząca oko, choćby w kolorze. Stara, błyszcząca biel została zastąpiona matową czernią. Podoba mi się ta zmiana.
Białe regały z IKEA, które do tej pory były w dużym pokoju, trafiły do kuchni. Wystarczyło pozbyć się rzeczy, które przestały być mi potrzebne, które nigdy specjalnie mnie nie cieszyły, które były nietrafionymi prezentami. To, co mogłam, wystawiłam na Vinted. Dzięki temu dwa regały stoją teraz obok lodówki dając miejsce talerzom, przyprawom, dzbankom, słoikom. Dzięki temu zaoszczędziłam dobrych kilka stówek, bo nie musiałam kupować nowych mebli. To zasługa Basi, bo jak się okazało, jak nie mam takie wyobraźni, nie umiem szybko przewidzieć, co będzie pasowało tu lub tam, co można zamienić, wymienić, poprzestawiać. Mam wiele talentów, ale ten akurat ma tylko Basia. Zapraszam Was na jej blog po więcej wnętrzarskich inspiracji, bo ma ich u siebie mnóstwo!
Podobnie było z małą komodą vintage, tą z szybą, na wysoki połysk. Ten mebel dostałam od Basi kilka lat temu, gdy jeszcze mieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu. Jeszcze niedawno komódka stała przy moim biurku, a teraz stoi na niej lustro i koszyczek na klucze. Za szybą stoją moje książki kucharskie, a wolne miejsce obok nich coraz częściej zajmują koty, które tam znalazły dobre miejsce, w którym można się schować.
Na ścianie zawisł mój plakat mocy, czyli kolaż zrobiony przez moją siostrę Emilkę, z hasłem „bój się i działaj”. Obok wisi kolorowe dzieło mojej córki, z dedykacją dla mnie, a także mój pierwszy portret, który Ina zrobiła dla mnie 7 lat temu. Przy lodówce wiszą prototypy plakatów, które moja siostra zrobiła kilka lat temu. Nie ma drugich takich, są wyjątkowe.
Biały stół to szybkie znalezisko z OLX. Szukałam małego stolika, który nie zabrałby zbyt dużo miejsca w kuchni, ale który by spełniał swoją funkcję. Chciałam, by trzy osoby mogły spokojnie zjeść tam śniadanie, a nie na kolanie na kanapie w dużym pokoju. Choć widać, że stolikowi przydałoby się trochę czułości i pracy nad nim, to jednak dziś zostawiam go, jak jest. Na niego też przyjdzie kiedyś czas.
Postanowiłam pomalować drzwi wejściowe na jakiś kolor. Od zawsze przeszkadzało mi to, że drzwi są w „kolorze trumny”, jak zazwyczaj mówię. Wybrałam kolor morelowy, bardzo, bardzo delikatny. Rzutem na taśmę pomalowałyśmy również czarny do te pory wieszak na ubrania. Na początku, gdy farba schła, nie widziałam tego pastelowego efektu, ale już widzę i bardzo nasze wnętrze złagodniało.
Na podłodze leży dywanik, który znalazłam 7 lat temu na OLX, wełniany i bez metki, czyli niewiadomego pochodzenia. Bardzo go lubię i cieszę się, że w końcu znalazł swoje miejsce, na pięknej drewnianej podłodze.
Chwila, w której podarte, brudne i zmęczone gumoleum zostało wyniesione do śmietnika, była wspaniała i sprawiła mi dużo radości. Patrzenie na taką podłogę, która niby ma swoją ochronną funkcję, ale jednak nie jest inspirującym widokiem, było irytujące, demotywujące. Nie spodziewałam się, że brak estetycznego miejsca wokół siebie może tak bardzo wpływać na mój nastrój, produktywność, dobre pomysły. A jednak.
WRZESIEŃ, 2022 rok
Wchodzę do domu, rzucam klucze do koszyczka, wieszam kurtkę na pastelowym wieszaku i mimochodem zerkam na swoje odbicie w lustrze. Jest już wrzesień, nowy miesiąc, nowe rozdanie.
Koty biegają w tę i z powrotem robiąc z dywanu gniazdo. Zdziszek chowa się za szybą małej komody i łapą szturcha Renatkę, która położyła się na zwiniętym przez siebie dywaniku. U nich zawsze jest dobrze.
Rzucam buty byle jak, torbę kładę na podłodze, idę w stronę kuchni kątem oka patrząc na dzieła mojej Córki. Zawsze tak robię. Dolewam wody do ekspresu, mielę dwie miarki kawy, naciskam przycisk i czekam.
W międzyczasie podlewam kwiaty, których mi w kuchni przybyło, potem patrzę za okno, na drzewo, które sprawia, że widok z kuchennego okna jest na wagę złota. Ekspres zapipczał, więc nalewam kawy do kubka i dodaję mleko. Siadam przy małym, białym stole tyłem do zlewu i zmywarki, kładę nogi na taborecie, zerkam za okno. Włączam audiobooka, oddycham kilka razy głośno i mówię do siebie: Teraz, Monika, może być już tylko lepiej.
Ten wpis powstał we współpracy z marką Magnat.
A także powstał dzięki wsparciu, obecności i ciężkiej pracy Basi Szmydt. I love you, Basia.