— Lubię i już — mówię za każdym razem, gdy ktoś pyta, czemu oglądam Hotel Paradise. — W żadnym innym programie nie znajdziesz tylu emocji, jak tam! W końcu piszę o emocjach, skądś muszę czerpać wiedzę. 🙂
Każdy z nas miał w życiu chęć, by wlać do fontanny butelkę szamponu. Każdy z nas w życiu zachował się tak, że wstyd zalał czerwienią policzki. I po co udawać, że nie? W życiu liczą się emocje, słyszałam to wielokrotnie. Emocje to szczerość, a ja jej po prostu szukam. Gdy mam do wyboru film czy program w typie „reality show”, wybiorę to drugie, bo jest szansa, że zobaczę coś szczerego. Przecież to niemożliwe, by tak długo udawać, prawda? To niemożliwe…
A właśnie, że nieprawda. My sami jesteśmy na to świetnym przykładem. Czasami udajemy przez wiele lat. Tak długo, że już sami nie wiemy, że udajemy. Udawanie stało się rzeczywistością. Udawanie stało się życiem, celem. Ile energii kosztuje utrzymanie tego obrazu? Za dużo.
W Hotelu Paradise są kamery. Niektórzy może na początku jeszcze uważali na to, co mówią, dbali o słownictwo i nie zdradzali swoich zamiarów. Wiadomo, że wszystko zostanie nagrane, zmontowane i pokazane publiczności. Ale po jakimś czasie, jestem tego pewna!, uczestnicy o kamerach zapominają, zaczynają być sobą, a my, widzowie, możemy uświadczyć odrobiny prawdziwych ludzkich zachowań, bez względu na to, czy nam coś się podoba, czy nieszczególnie. I zabawne jest to, jak bardzo nas ta prawda atakuje, jak bardzo nas śmieszy, martwi, oburza, zniesmacza. My byśmy się zachowali INACZEJ. My byśmy NIE GRALI. My byśmy się POWSTRZYMALI. My byśmy byli zawsze SZCZERZY. Bzdura. Robilibyśmy tak samo. Bo po prostu zaczęlibyśmy być sobą, osobami z wadami i zaletami, z podobną porcją rozsądku i głupoty w głowie.
Tak czasem mi się wydaje (wydaje, a nie, że wiem na pewno), że na co dzień nie mamy możliwości tworzyć takich relacji*, w tak szybkim tempie, w bezstresowych okolicznościach. A chcielibyśmy. Dlatego siedzimy przed telewizorem z emocjami jak na meczu piłkarskim, a z ust wydobywają się raz po raz hasła: nie rób tego!, weź go zostaw!, co ty robisz?, ale afera! Tak bardzo potrzebujemy spontaniczności, wytartej z lukrowej otoczki grzeczności, poprawności. Tęsknimy do beztroski bycia sobą.
Ja też tęsknię. Idę do niej z zawiązanymi oczami. Potykam się o niezawiązane sznurówki, rzucam słowem na k pod nosem, otrzepuję kolana, wycieram gile z nosa i idę dalej, mając nadzieję, że nie zgubiłam kierunku.
W życiu taką ,,kamerą’’, która hamuje nas przed byciem takimi, jakimi jesteśmy, jest rodzina, styl życia, do którego aspirujemy, moda, środowisko, osoby w pracy. Nie odpalamy wrotek swojej osobowości, bo boimy się odrzucenia, braku akceptacji. Kary. Albo po prostu szukamy aprobaty i uznania, a inny sposób, by to zdobyć, nie przychodzi nam do głowy. To trochę tak, jakby brać oddech tylko do połowy, albo nigdy nie móc się najeść do syta, kończąc posiłek po trzech łyżkach zupy. Jesteśmy na wstrzymaniu, im jesteśmy starsi, tym bardziej.
— Słuchaj, odkryłam nowe reality show na Player. Nazywa się ,,Prince Charming’’, a chodzi w nim o to, że tytułowy książę szuka swojego wymarzonego partnera wśród 13 singli w willi w słonecznej Hiszpanii — zaczynam opowiadać mojemu ukochanemu, który patrzy na mnie ze szczerym i zaniepokojonym znakiem zapytania w oczach. — I to jest hit! Dawno w żadnym programie nie było tyłu szczerych emocji! — tłumaczę.
(Serio, mam wrażenie, że uczestnicy tego programu nie umieją udawać. Tam jest jakiś ocean emocji i to od pierwszego odcinka! Uwielbiam!)
Jestem z tego pokolenia, które z zapartym tchem oglądało pierwszą edycję polskiego Big Brothera. Pamiętam, że to chyba była druga klasa liceum, a ja byłam chora i przez tydzień oglądałam wszystko, co było w tv, do czasu, aż rodzice wrócili z pracy. Cała Polska wciągnęła się w ten program. Ba! Cały świat się wciągnął, czego dowodem jest popularność mediów społecznościowych, w których 24h ludzie relacjonują swoje życie. Różnica jest taka, że mamy wpływ na to, co pokazujemy, więc wybieramy tylko tę ocenzurowaną wersję siebie, którą bez obaw można pokazać innym, minimalizując negatywne komentarze i oceny. Chcemy, żeby nas inni lubili, podziwiali. Żeby pochwalili, zazdrościli. Żeby brali nas za przykład, dawali dowody swojego uznania. Bo w tym życiu ograniczonym dbaniem o wizerunek, o zasady, o powinności tak bardzo brakuje nam ciepła i dobrych emocji.
Myślę sobie, że po pierwsze jako ludzie lubimy podglądać, obserwować. Ciekawi jesteśmy, jacy są inni ludzie, jak się zachowują w relacjach. Ale najbardziej to ciągnie nas do czegoś szczerego, a reality show, jak bardzo by nie było to zmontowane, jednak pokazuje coś prawdziwego. Bo przecież to niemożliwe, żeby wszyscy byli super aktorami i te wszystkie emocjonalne wybuchy były wyreżyserowane. Szczególnie, jak uczestnicy sobie po prostu żyją razem, a kamery są gdzieś po krzakach poukrywane.
— Ale dlaczego mówisz, że nie ma się czym chwalić — pytam zdziwiona. — Przecież wiem, że to rozrywka dla masowego odbiorcy i że obok wysokiej kultury to nawet nie leżało. Ale jak mam pisać o ludziach i do ludzi, jak nie wiem, jacy są naprawdę?
W mediach społecznościowych, podobno, sam lukier i filtr. Rzekomo na Instagramie pokazujemy same radości i posprzątane pokoje, co nijak się ma do tego, co mamy i co czujemy w rzeczywistości.
Nie wiem, jak Ty, ale ja potrzebuję prawdziwości. I szukam jej na różne sposoby.
Czy może to komuś przeszkadzać? Może. Na przykład osobom, które uważają, że skoro ludzie mnie czytają, to powinnam dawać im przykład, już na pewno nie promować durnych programów dla mas. A ja po prostu szukam czegoś prawdziwego, w świecie, który non stop udaje.
*Dzięki takim programom jak np. ,,Hotel Paradise”, Polacy nauczyli się nowego słowa, słowa RELACJE.