Wyobraź sobie, że umiera Ci przyjaciółka, taka jeszcze z podstawówki, która znała wszystkie Twoje tajemnice, grzechy, spojrzenia i gesty. Ta, do której pisałaś SMS-y, by wyciągnęła Cię z najgorszej randki. Taka, która kryła Cię przed rodzicami. Taka, która wycierała Ci gile, gdy chłopak rzucił Cię dla Jolki z młodszej klasy. Ta, która była świadkową na Twoim ślubie, która robiła Ci zakupy, gdy zabrakło Ci do pierwszego. Ta, przy której puszczałaś bąki, z którą leczyłaś kaca zimnym browarem, której ufałaś bardziej niż sobie. Razem z nią odeszła Twoja definicja przyjaźni. Już nie masz z kim przypominać sobie śmiesznostek ze studiów. Już nic nie chcesz sobie przypominać, bo każda myśl przypomina o niej, a jej już nie ma. Całe życie ona była gdzieś obok, dopowiadając swój komentarz. To, co pamiętasz, ma jej głos.

Weź się w garść.
Ona nie chciałaby, byś płakała.
Znajdziesz sobie inną przyjaciółkę.

Wyobraź sobie, że jeszcze minutę temu byłaś w ciąży, a teraz lecisz do kibla z ręką w majtkach, w myślach powtarzając wszystkie litanie, jakie pamiętasz. Na głos wypowiadasz tylko zaklęcie: nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Razem ze skrzypami krwi odpłynęła przyszłość, którą w myślach miałaś poukładaną jak koszulki w szafie. Świat się zatrzymał, a Ty lecisz na łeb na szyję, nie wiedząc, czy trzymać się ściany, czy nadal przyciskać bieliznę do ciała. To nie tak miało być.  Miałaś wychować, a nie pochować.

Nie Ty pierwsza, nie ostatnia.
Młoda jesteś, zaraz znowu zajdziesz w ciążę.
Gdybyście mieli ślub, inaczej to by się skończyło…

Wyobraź sobie, że Twój ukochany mąż, ojciec dzieciom, partner in crime, miłość od II klasy liceum, przyjaciel i powiernik od kilku miesięcy jest miłością, przyjacielem i powiernikiem innej kobiety. Razem 20 lat. 20 wspólnych Wigilii, 80 wspólnych pór roku, 7300 dni pełnych wszystkiego. Jeszcze wczoraj zastanawialiście się, za co kupicie córce rower. Jeszcze wczoraj jadł Twoje gołąbki i robiłaś siku, gdy mył obok Ciebie zęby w łazience. Jeszcze wczoraj zapytał, jakie masz plany na weekend, bo on niestety musi zostać w pracy. A dziś już połączyłaś wszystkie kropki i okazało się, że nie będzie 7301 wspólnego dnia. Myślisz sobie, że dałabyś sobie za niego rękę odciąć, tak bardzo wierzyłaś w jego miłość, prawdomówność i zaangażowanie. I dziś musiałabyś lewą ręką mieszać herbatę. Czujesz się jak idiotka. Nie wiesz, czy to, co działo się przez wszystkie wspólne lata to była prawda czy ściema? Czy jak mówił, że jesteś miłością jego życia, to kłamał, czy był szczery? Co teraz będzie? Co z domem, co z dziećmi?

Tak czułam, że jest cicho-ciemny.
Pogoń go w cholerę, zabierz mu dzieci i całą kasę. Dziwkarz. 
Będzie Ci teraz trudno ułożyć sobie życie…

Wyobraź sobie, że ktoś Cię srogo oszukał. Oszczędności Twoje życia szlag trafił. Jesteś bez niczego, z długami, wstydem, zszarganymi emocjami, z poczuciem porażki. Musisz wziąć kredyt, by zacząć spłacać wierzycieli. Boisz się, ze bank zabierze Ci dom. Te wszystkie myśli dochodzą do Ciebie w sekundę, ze stresu wymiotujesz w samochodzie do torebki po zestawie z Maca. Masz ochotę uciec, zakopać się w pościeli, zmienić nazwisko, wykupić sobie lewe papiery i zniknąć z radaru. Tak bardzo jest Ci wstyd. Tak bardzo nie wiesz, jak o tym powiedzieć bliskim. Tak bardzo jesteś wściekła. Czujesz się jak kobieta-porażka.

A nie słuchałaś, gdy mówiłem, żeby uważać.
Ale wstyd, co ludzie powiedzą.
Weź się do roboty, a nie ryczysz bez sensu. 

Jeśli masz siłę, to sobie to wszystko wyobraź.

Wyobraź sobie, jak to jest. Jak to się czuję. Jakie to straszne. A teraz pomyśl, które z tych zdań chciałabyś usłyszeć:
– No, już nie rycz.
– Nie ty pierwsza, nie ostatnia.
– Tego kwiatu to pół światu.
– Na Twoim miejscu nie dałabym się tak oszukać.
– A nie mówiłam?
– Poboli, poboli i przestanie.
– Weź się w garść.
– Ona nie chciałaby, byś była smutna.
– Wiedziałam, że tak to się skończy.
– Gdybyś mnie posłuchała, dziś nie miałabyś problemu.
– Tak się wyspałaś, jak sobie pościeliłaś.
– Młoda jesteś, zaraz znowu będziesz w ciąży.
– Taka jest kolej rzeczy.

Czasem najtrudniej nie robić nic. Aktem największej siły wydaje się być wystanie, wytrzymanie, przeczekanie bez konkretnej reakcji. Bez słowa, bez swoich pięciu groszy. Trudno jest po prostu być, bo chcemy czuć się sprawczy, chcemy pomóc, chcemy zadziałać, ruszyć energię. Chcemy dać upust SWOIM emocjom, swojej frustracji, swojej niecierpliwości związanej nie z naszą sprawą. Nie umiemy znosić cierpienia innych osób. Gdy ktoś płacze, czujemy się w obowiązku zrobić wszystko, by przestał. Gdy komuś dzieje się tragedia, czujemy się wywołani do tablicy, by coś zrobić, by coś powiedzieć, by skomentować. Gdy jesteśmy świadkami kryzysowej sytuacji, czujemy, że musimy dać dobrą radę, że musimy się odezwać, dodać coś od siebie, odnieść do swojego życia. A przecież…

Nie o nas chodzi, gdy ktoś płacze, bo ma złamane serce.
Nie o nas chodzi, gdy ktoś cierpi, bo zmarł mu rodzic.
Nie o nas chodzi, gdy ktoś przeżywa żałobę.
Nie o nas chodzi, gdy ktoś się martwi.
Nie o nas chodzi, gdy komuś wali się świat.

To zupełnie nie o nas chodzi.

Wierzę, że to, co się dzieje w naszym życiu, to są nasze lekcje do odrobienia. Bo każdy z nas przechodzi indywidualny kurs bycia na tym świecie. To są nasze punkty do odhaczenia, do przeżycia, do doświadczenia. Tragedie, kryzysy, cierpienie, płacz również. To są sytuacje, które my sami musimy przejść. Gdy mężowi umiera babcia, nie jesteś w stanie przeżyć żałoby za niego. Gdy przyjaciółce wali się małżeństwo, choćbyś stanęła na rzęsach, nie zabierzesz z jej barków tego ciężaru. Gdy bratu umiera dziecko, nie jesteś w stanie zrobić nic, by przestał czuć. To nie Twoje zadanie, by wstać rano.

Nie możesz za nikogo się wypłakać.
Każdy płacze sam.

Jeśli chcesz za kogoś przeżyć ból, zabierasz mu ważne życiowe doświadczenie. Chcąc zabrać komuś choć część ciężaru, przeszkadzasz mu przejść przez to doświadczenie w pełni. Zaburzasz proces gojenia się emocjonalnych ran. Ingerujesz w coś, co powinno być poukładane w swoim rytmie.

Jeśli jeszcze komentujesz nieuważnie, bez taktu i delikatności, możesz zaszkodzić. Oj, jak bardzo możesz zaszkodzić. Nawet nie wiesz, kiedy staniesz się fundatorem traumy.

Nie trzeba komentować. Nie trzeba popisywać się swoim doświadczeniem. To, że wiesz, co to znaczy strata męża, nie znaczy, że to zmniejszy ból kogoś innego. To, że straciłaś dziecko i wiesz, jak to jest, nie znaczy, że możesz tonem mędrca rzucać hasła: ja przeżyłam, to i Ty przeżyjesz.

Bo choć przeżyłaś i wiesz, jak to jest, to tak naprawdę nic nie wiesz. Bo każdy z nas płacze po swojemu.

Co zrobić, gdy bliska Ci osoba cierpi?

Możesz pogłaskać, przytulić, być.
Możesz przynieść coś do jedzenia.
Możesz zrobić herbatę.
Możesz powiedzieć: jestem.
Możesz posprzątać.

Tylko i aż tyle.