Jestem totalnie zafascynowana sobą, serio. A raczej, jak udało mi się bez uszczerbku na życiu własnym do tej pory funkcjonować. Moje życie osobiste to poligon doświadczalny. Tyle mądrości na mnie spłynęło ostatnio, że albo napiszę własną encyklopedię, słownik, książkę telefoniczną, albo zacznę świecić w ciemnościach.

Jestem typem konsultantki Avonu. Gdy mam z czymś problem – konsultuję. Pytam tyle osób, ile mogę, co by zrobiły na moim miejscu. Potem mnożę w pamięci, dodaję, dzielę przez myljon i… i dupa. Każdy ma tyłek na innej wysokości, a jak wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie przeszkadza mi jednak pytać wciąż i wciąż, jakby od tego, co powiedzą inni, wszystko zależało. Pytam, by poszerzyć horyzont, by podjąć decyzję zaopatrzona w kilka punktów zaczepienia. Pytam, choć wiem, że konsekwencję decyzji będę ponosić tylko ja.
Piszę o tym, bo przez ostatnie kilka tygodni dostałam mnóstwo wiadomości nie tyle z pytaniem ,,jak żyć, Moniko”, ale z sugestio-prośbą, bym pokierowała, bym zaradziła, bym zadziałała, bym coś zrobiła. Ludzie, ja też nie wiem, co robić! Mam wrażenie, że pytacie nie po to, by się rozejrzeć, ale po to, by dostać od kogoś gotową receptę na spokój. A ja sama działam metodą prób i błędów, popełniam tyle błędów, że aż wstyd. Uczę się w praktyce. Nie o każdych moich działaniach wiecie, a jak już o czymś piszę, to naturalne, że o tym, co mi wyszło.

Takie jest moje życie osobiste, życie biznesowe, życie domowe. Jest operacją na żywym organizmie.

Chyba boimy się żyć własnym życiem. A to tylko i wyłącznie dlatego, że w cholerę nie wiemy, co to oznacza. Weź się ogarnij po swojemu, gdy idziesz na studia prawnicze, bo ojciec, gdy praktykujesz pilates, bo matka, gdy chodzisz z nadmiernie zadbanym właścicielem dobrze prosperującego salonu samochodowego, bo Cosmo tak napisało, i gdy wybierasz nokię, bo sąsiadce spadła z 5 piętra i nadal odbiera sms-y.
Życie osobiste należy do kategorii trudnych i wyczerpujących. Jak jasna cholera. I bardzo ciężko nie kierować się wyborami innych, gdy aż się prosi. Bezpiecznie jest wykokosić się w życiu innych, chciałoby się przejść przez życie jak przez środek Tesco – trochę tego, trochę tamtego, tutaj coś pomacam, tam nadgryzę, skrzywię się i zostawię w dziale tekstylnym.
Zadanie domowe na dziś. Zrób coś samemu, bez konsultacji, bez googlowania, bez oglądania się na innych. Jestem pewna, że wyjdzie z tego coś dobrego.
Jak zawsze, zanim dojdę do celu, mijają wieki.
Jest jedno takie powiedzenie, które ogólnie mnie dość irytuje, aczkolwiek jest bardzo prawdziwe. Nikt za nikogo życia nie przeżyje. True!
Możesz być kowalem swojego losu. Ale nie tylko w sms-ach czy rozmowach na weselu przy ,,słodkim kąciku”. I kto jak kto, ale ja wiem, że to dobrze wygląda tylko na papierze, ale żeby zabrać się za to tak naprawdę, idzie gorzej niż z wypełnianiem pitów.
Nie zawsze to, co mają inni, jest nam potrzebne. Nie zawsze to, co inni robią, jest tym, co i my chcemy robić. Nie musimy wszyscy jeździć na Open’era, nie musimy lubić facetów-drwali i całować się z wszystkimi na powitanie. Nie musimy zdobywać zawodu zaufania publicznego, ani rodzić dzieci między 20 a 25 rokiem życia. Nie musimy ich chrzcić na wieki wieków amen, ani jeść jarmużu. Nie musimy słuchać starszych, gdy czujemy inaczej, możemy robić to, co nam wypada, nawet, gdy inni mówią, że nie wypada. Możemy działać wbrew innym, jeśli działamy zgodnie ze sobą.
Tak naprawdę nikt nie wie, jak to jest być mną, jakie jest moje życie osobiste, co czuję, gdy wieczorem siedzę w kuchni i zastanawiam się, co teraz zrobić. Czy jestem zadowolona ze swojego życia, jaki mam na nie plan i czy w ogóle zaczęłam go realizować, czy tylko wymądrzam się na blogu, bo rodzina czyta :). Nie wiecie tego, jak i ja nie wiem, czy fajnie jest być wziętym chirurgiem, seksowną pielęgniarką czy wróżbitą Maciejem. Więc nie ma co kopiować, skoro się nie wie.
(Choć nie, wróżbita Maciej pewnie wie, dlatego jest wróżbitą. To dobry trop!)
Jak w szkole. Jak ściągać, to z pewnego źródła, a jedyne pewne źródło codziennie patrzy na ciebie w lustrze.
Całą swą mądrość wcisnęłam w ten tekst. Teraz przez tydzień mogę się głupkowato uśmiechać i nadużywać <3
PS Trzymam za Ciebie moooooocno kciuki. Za każdą z Was. I za siebie też, rzecz jasna. 🙂