Mam 35 lat i uważam, że to jest najlepszy czas dla kobiety. Ale to samo myślałam, jak miałam 30, 25, a nawet 18 lat. I za każdym razem byłam pewna, że co jak co, ale nie chciałabym wrócić do młodszej mnie.
Kiedy jest ten czas, gdy możemy być sobą?
Myślę, że najlepszy czas jest wtedy, kiedy podejmujesz świadome decyzje i dbasz o siebie dla siebie, nie dla innych.
Nie ważne, ile masz lat, najlepszy czas dla kobiety jest TERAZ.
Spędzamy za dużo czasu na zastanowieniu się, kiedy w końcu dotrwamy do TEGO czasu. Tego, gdy poczujemy się spełnieni, wolni, doskonali.
Nie będzie takiego momentu, mogę Ci to zagwarantować. Nie licz na to, że w dniu Twoich któryś urodzin obudzisz się i będziesz wiedziała, że to jest to.
Ten czas, najlepszy dla nas, jest dziś. Dlatego, że właśnie dziś znamy siebie najlepiej. Dziś wiemy, co jest dla nas dobre. Mamy świadomość siebie, swojego ciała, swoich potrzeb.
Co dobrego mogę dla siebie dziś zrobić?
Jak dowiedzieć się, co jest dla nas dobre? Trzeba to po prostu sprawdzić. Nie ma innej możliwości. Mam za sobą 35 lat sprawdzania. Wystarczająco dużo, by w końcu zaufać swoim wyborom, prawda?
Jak ja mogłam myśleć, że mając 20 lat jestem w najlepszym punkcie swojego życia? Jak mogłam to robić, skoro kupowałam na Allegro drogie saszetki do rozpuszczania w wodzie, które miały zniwelować cellulit. Jak mogłam zaakceptować siebie, skoro inwestowałam w drogie kremy, które w 24h miały rozprawić się ze wszystkimi niedoskonałościami na mojej twarzy? Czy faktycznie najlepszy czas dla kobiety to ten, gdy na siłę maluje kreskę na górnej i dolnej powiece i nie rozstaje się z tanim błyszczykiem do ust o zapachu winogronowym? Jak mogło mi się wydawać, że akceptuję siebie, skoro tak wiele chciałam w sobie zmienić?
Już dawno przestałam się zmuszać do długich zabiegów pielęgnacyjnych, mających sprawić, że za 10 lat będę wyglądać jak 10 lat temu. Postawiłam na podstawy, które w moim wypadku są wystarczające. Po prostu teraz czuję się ze sobą bardzo dobrze. Czasem mniej znaczy więcej.
Skoro już jesteśmy na tym etapie i dotrwałaś do tego punktu, chcę Ci pokazać dwa produkty, które od lutego królują w mojej łazience. Mam nadzieję, że Cię zainspiruję. Produkty pochodzą z NUTRIDOME – jest to sklep z wyselekcjonowanymi kosmetykami.
Zanim pokażę Ci jakikolwiek produkt na moim blogu, najpierw go sprawdzam. W teorii i praktyce. Lubię swoją pracę, wiesz? 🙂 Tym razem też było przyjemnie i to bardzo.
Zanim opiszę Ci produkty, z których teraz korzystam, chciałam Cię zapytać, w jakim punkcie swojego życia jesteś. Uważasz, że to dobry czas dla kobiety, jaką jesteś teraz? Lubisz siebie?
Ja lubię. Ale też dlatego, że zaakceptowałam to, co lubię i czego nie robię. Nie maluję się, choć przez myśl przechodziły mi takie pomysły. Bardzo chciałam być tą dziewczyną, która ma zawsze zrobioną na oku perfekcyjną kreskę i perfekcyjnie gładką twarz. Ale to nie ja.
Ja to ta, która minimalizuje rzeczy, które musi robić. Na rzecz tych rzeczy, które dają jej efekt w dosłownie kilku krokach. Chcę dobrze wyglądać dla samej siebie. To wpływa na mój dzień, na motywację, samopoczucie, cierpliwość do świata.
Tak już mam!
A teraz kilka moich wrażeń:
Oczyszczająca kremowa pianka do twarzy z kwiatem gorzkiej pomarańczy marki Mel Skin pachnie wspaniale. Nie tylko odświeża buzię, ale też zmywa makijaż i wygładza.
To, co dla mnie bardzo ważne, to fakt, że po umyciu moja skóra nie woła o pomoc, nie jest ściągnięta ani czerwona – a tak już się kiedyś zdarzało przy innych kosmetykach, które przez ostatnie lata miałam w swojej łazience. To na pewno dzięki hydrolatowi neroli. Ten składnik użyty w piance poprawia ukrwienie twarzy i obkurcza naczynia krwionośne. Dzięki niemu skóra staje się bardziej elastyczna (nie sądziłam, że kiedykolwiek zarzucę tu sloganem prosto z reklamy, ale fakt jest faktem).
Ważne dla mnie również jest to, że ten kosmetyk idealnie pasuje do moich ekologicznych założeń. Większość składników pianki jest pochodzenia roślinnego. Jest to produkt wegański.
Odżywczy krem do cery suchej i zmęczonej, z zieloną herbatą i aloesem marki Mel Skin wydał mi się na początku… maseczką z glinką. To przez ten kolor! Ale szybko przeszedł mi szok tym spowodowany i jak tylko wklepałam w buzię ten krem, wiedziałam, że z przyjemnością Ci go tu pokażę. Bo po prostu poczułam się, jakbym nałożyła na twarz nawilżająca maseczkę o błyskawicznym działaniu.
Odżywczy krem marki Mel Skin ma skład, w którym główne role grają aloes i zielona herbata. Ten zestaw sprawia, że komórki skóry są dotlenione, wzmocnione i sprężyste. Ja czuję przede wszystkim, że moja skóra jest nawilżona. I to uczucie jest dla mnie najważniejsze.
Większość składników kremu pochodzi z roślin. Znajdziesz w nim tłoczone na zimno oleje (oliwę z oliwek czy olej słonecznikowy), masło shea, D-panthenol, witaminę E.
Jestem fanką szybkich efektów. Jestem niecierpliwa, nie lubię czekać. Nie dla mnie skomplikowane rytuały pielęgnacyjne. Dlatego lubię te dwa elementy mojego poranka i wieczornego przygotowania się do snu. Najpierw myję buzię pianką z kwiatem gorzkiej pomarańczy, a potem nakładam kojąco-relaksujący krem. I to wszystko.
Szczerze polecam Ci to połączenie.
Zadbaj o siebie dziś, bo jutra może nie być
W naszych głowach jest przekonanie, że młodość jest ok, starość niekoniecznie, a my musimy zrobić wszystko, by nie przekroczyć tej linii pomiędzy nimi.
A tak naprawdę nikt nam nie zagwarantuje, że do tej starości dożyjemy. Więc zamiast zastanawiać się, co zrobisz dla siebie kiedyś, zaplanuj to, co zrobisz dla siebie już dziś. Zadbaj o siebie, zaopiekuj się sobą.
Najlepszy czas dla kobiety to dziś. Dziś jesteś najmądrzejsza. Dziś znasz siebie najlepiej. Dziś wiesz, czego Ci najbardziej potrzeba. Dziś znasz swoje słabości i wiesz, co możesz z nimi zrobić. To dziś masz gdzieś to, co inni o tobie myślą. To dziś potrafisz znaleźć #motherlifebalance i to dziś akceptujesz to, jaka jesteś i jaka nie jesteś wcale.
I to jest fantastyczne!
Wpis powstał we współpracy ze sklepem Nutridome.