
To tylko globalne ocieplenie…
Tylko jeden amerykański serial „Dynastia” spowodował większe straty ekologiczne niż setki elektrowni węglowych, a to za sprawą modelu życia, jaki spopularyzował i uczynił pożądanym
Tak zaczyna się artykuł w serwisie internetowym Rzeczpospolitej. Artykuł pod tytułem ,,Nieuchronność klęski klimatycznej”. Artykuł, który mnie bardzo zasmucił, ale też uderzył mnie w twarz. Globalne ocieplenie się dzieje. Klęska klimatyczna nie wybuchnie jednego dnia, po prostu nagle nie będziemy mieć czym oddychać.
Myślałam ostatnio o tym, by zrobić sobie nowe, ,,poważne” postanowienie noworoczne. Przez 2018 rok nie jadłam słodyczy. Pisałam o tym w tym poście. Udało się i nawet nie było tak strasznie. Myśląc o kolejnej rzeczy, do której mogę się zmotywować nowym rokiem, do głowy wpadło mi nie kupowanie ubrań. Ale przestraszyłam się tego tematu i to bardzo, szczerze. Nie wiem, czy by mi się udało. Wciąż się zastanawiam… Nie mówię jednak nie.
Tak bardzo chcę być, a nie mieć. Ale też nie jestem idealna, też lubię mieć. I boję się, że nie umiem inaczej. I też coraz częściej się zastanawiam, jaki mam wpływ na globalne ocieplenie, na tę klęskę klimatyczną.
Inni vs ja vs globalne ocieplenie
Wiem, że inny na mnie wpływają, choć na co dzień nie zdaję sobie z tego sprawy. Na szczęście umiem się zatrzymać i powiedzieć STOP.
Przykład? Może głupi, ale myślę, że dobry. Moja Mama pyta, gdzie w mieszkaniu mam tłuczek do ziemniaków. Nie mam. Ale poczułam nagle, że muszę go mieć. Ale dlaczego muszę, skoro 4 lata bez niego doskonale sobie daję rady i nigdy mi nie przyszło do głowy, by go kupić?
To tylko tłuczek do ziemniaków za kilka złotych. Stać mnie na niego, ale nie muszę go mieć. Zamiast tłuczka wstaw inny przedmiot. Zasada taka sama.
Wczoraj przeszłam się po galerii handlowej. Miałam 15 minut do spotkania i pomyślałam, że popatrzę, zobaczę, co tam fajnego mają… Nie wydałam ani złotówki. Nie wydałabym 100zł, nawet gdybym miała. Za każdym razem, gdy widziałam coś ładnego, pytałam siebie, czy jest mi to potrzebne. I czy czegoś podobnego już nie mam.
Mnóstwo ciuchów. Mnóstwo rzeczy, mnóstwo metek, siatek z zakupami. I choć wiele rzeczy mi sie podobało i chciałabym je mieć w swojej szafie… to czy przestanę byc fajna, jeśli ich nie będę miała? Czy czegoś mi zabraknie.
Czy ktos w ogóle zauważy?
O co nam chodzi?
Nasi rodzice czy dziadkowie kupując nadrabiają braki z dzieciństwa. Bo kiedyś nic nie było. Bo było ciężko, bo brakowało wielu rzeczy.
A czego nam brakowało, że tak kupujemy bez umiaru? Zainteresowania? Poczucia, że jesteśmy kimś? Kimś lepszym w oczach innych, czy w naszych?
Odkąd mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy, coraz mniej mam na to ochotę. I zawirowania życiowe sprawiły, że doceniam ,,być”, nie ,,mieć”. Odczuwam brak doświadczeń. Pisałam kiedyś o tym, że jestem głodna. Dziś to powtarzam.
Gdzie klimat, gdzie globalne ocieplenie, a gdzie nasz styl życia?
Myślę, że niewiele z nas zdaje sobie sprawę z negatywnych i nieodwracalnych zmian klimatycznych. Nie łapiemy za bardzo, w którym momencie spieprzyliśmy sprawę i co zrobić, by jakoś to naprawić. To jest tak wielka skala, że nie zawracamy sobie na co dzień tym głowy. No nie jest tak? To jest sprawa, której nie da się załatwić od ręki, więc umyka nam w codzienności. Odpowiedzialność zbiorowa znieczula nas bardzo skutecznie.
Ale możemy mieć wpływ na skalę naszej konsumpcji. Na ilość wydanych pieniędzy na ciuchy, gadżety, zabawki, prezenty. Jeśli boimy sie mieć wpływ na klimat, nie bójmy sie mieć na nasze życiowe wybory, które tak źle wpłynęły na naszą planetę. Chyba tyle jesteśmy w stanie zrobić?
Możemy wybrać doświadczanie, rozmowy, przyjaźnie, podróże, niż kupowanie, kupowanie i kupowanie. Możemy opalać się na plaży na starym kocu i cieszyć się tak, jakbyśmy znaleźli stówę na ulicy. Możemy wyjechać pod namiot i udawać, że nie robi na nas wrażenia brak toalety. Możemy iść na zwykły spacer, bez żadnego celu. Możemy chodzić przez rok w jednej parze jeansów, jestem pewna, że nikt prócz nas nie zwróci na to uwagi.
Kiedy termos z herbatą z sokiem malinowym, wypijany na spacerze po zimowym lesie, stracił swój urok?
Gdzie jest moje dolce vita?
Jestem dziewczyną, której szczytem weekendowej rozrywki jest spacer z kubkiem kawy na wynos. Lubię to, czekam na to. Tak wiem, to jest kubek kawy w TEKTURZE z PLASTIKOWYM WIECZKIEM. Wiem. Chcę kupić sobie kubek wielorazowy. Taki mam plan.
I choć potrzebuje, może i pozornie, wielu rzeczy. Tak jestem szczęśliwa z tym, co mam i zdaję sobie sprawę, że wcale nie muszę mieć więcej. Lubię mieć, ale nie kupując nowości, nie czuję się gorsza.
Nie potrzebuję ładnego, nowego, szybkiego samochodu.
Nie potrzebuję skórzanej kurtki z Zary za 440zł, choć tak bardzo mi się podoba.
Nie potrzebuję 10 par letnich butów. Całe lato przechodziłam w klapkach.
Nie potrzebuję nowych książek, gdy tyle mam jeszcze do przeczytania.
Nie potrzebuję nowych kosmetyków, skoro i tak rzadko się maluję.
Nie potrzebuję nowej biżuterii.
Nie potrzebuję więcej niż mam. To co mam to i tak jest fiu fiu dużo!
Czego zatem potrzebuję?
Jestem na takim etapie życie, gdy cieszę się z mojej pełnej chaty i czuję, że zgrzeszyłabym słowem, uczynkiem i zaniedbaniem, gdybym chciała jeszcze więcej. Tak, mam wszystko. Wszystko jest na swoim miejscu.
Olewam centra handlowe, black frajdeje, przeceny i zniżki. I to nie przez globalne ocieplenie. Nie myśle wtedy o tym. Mam gdzieś, że chodzę w spodniach kupionych 5 lat temu. Już nie chcę nowej czapki. Już nie biegam po allegro – tak często, jak do tej pory. Bo nie twierdzę, że nic nie kupuję. Jestem tylko trochę bardziej świadoma.
Chcę się cieszyć tym, co mam. A nie martwić tym, czego nie mam. I to rozumiem, to do mnie dociera. Szybciej niż stan naszego klimatu, niż globalne ocieplenie. Tamten jest jak kosmos, nie do objęcia umysłem. Ale moje życie jest jak najbardziej w moich rękach.
I jeśli przez moje szczęście mogę pomóc planecie – wspaniale. Wchodzę w to.
_________________________________________________________________
Hello!
Słuchaj! 🙂
Jedną z większych przyjemności blogera jest kontakt z Czytelnikami. Trochę tu nas jest, nie znam jednak wszystkich. Jeśli jesteś tutaj po raz kolejny, to znaczy, że trochę się już znamy i lubisz mnie czytać. Mam więc prośbę – poznajmy się, skomentuj wpis i pogadajmy. 😉
Jeśli ten wpis Ci się spodobał i czujesz, że spodoba się też Twoim znajomym – będę wdzięczna, jeśli udostępnisz go na Facebooku.
Bardzo rozmowna jestem też na Instagramie. Rozkręcam się na Instastories (powoli, ale jednak), bywam też namiętnie na moim fanpage’u, a także na grupie ,,Bój się i działaj’’.
<3