
Czasem się zastanawiam, czego mi trzeba do szczęścia (prócz litrowego słoika Nutelli i pętka swojskiej kiełbasy). A czasem pukam się w łeb. Bo zamiast się zastanawiać, powinnam, tak po prostu i naturalnie, cieszyć się prostymi rzeczami, które nie muszą mieć większego sensu, które nie muszą być spektakularne. Mogą dać wiele radości, bo po prostu są i mogę się nimi cieszyć. Przypominam sobie o tym zazwyczaj wtedy, gdy faktycznie robię takie normalne, fajne rzeczy, uczestniczę w sytuacjach, które dodają mi energii i cieszę się tym, co tu i teraz.
Tylko że ja ogólnie jestem osóbą, która lubi rozkminiać, analizować. I zanim zacznę życ, najpierw myślę o tym, że bym sobie pożyła 🙂
I w niedzielę tydzień temu było takie ,,tu i teraz” i wróciłam zmęczona do domu i… i jakoś tak miło mi było. I ostatnio też poszłam spać o 22:00 rzucając w kąt ,,robotę”. Ta to sobie pożyje… I te nocne, niespodziewane rozmowy. I kupione bilety do Londynu. I herbata ,,powiedzmy, że z malinami” u Agi. <3
A teraz leżę w łóżku. Wprawdzie jest dopiero 17:00, ale mam powód. Jestem chora, wiecie – jest piątek, jest impreza. Więc leżę w łozku w moim panieńskim pokoju, u Rodziców. Mam zamknięte oczy, okryłam się kocem, wygodnie mi i ciepło. Jak zawsze zostawiłam drzwi otwarte, bo lubię ,,słyszeć dom”.
Słyszę, jak Tata otwiera drzwi do domu, a potem nóżki Iny zbiegające po schodach i głośny cmok w policzek. To wnuczka złapała w swoje sidła ukochanego dziadka. Potem słysze jak moja Mama czyta Inie bajki, a na dole wlasnie ugotowała się woda. Ten dźwiek odskakującego guzika… Zalewanie wrzątkiem herbaty, włącznik światła, mruczenie kota, śmiech Iny, otwieranie drzwi… Jestem w domu 🙂
Idąc za swoją radą, odpoczywam zamiast mysleć o tym, że bym odpoczęła.
Otworzyłam okno, słychać ptaki i szum wiatru.
To teraz tylko prosecco, masaż karku i złoty ząb. Albo i nie. Tak, jak jest, jest bardzo ok.
Taka to sobie pożyje. Taka ja 🙂