Tekstualna szeruje! Andrzeju, *dołanczam!
Znam więcej blogerów, niż czytam blogów. Ale jak już czytam, to oczekuję przyjemności. Czegoś miłego, inspirującego, poprawiającego mój dzień. Rozrywki, uśmiechu, delikatnego powiewu egzotyki, pełnego kubka kawy… zagalopowałam się. 🙂
Dziś w zestawieniu same kobiety Pewne dlatego, że są miłe, miękkie, ładnie pachną i zawsze mają w torebce chusteczki higieniczne i coś słodkiego.
Wybrałam 3 blogi. Nie patrzyłam na ilość lajków, na zasięgi, szablon, mężów czy foki. To są blogi, które robią mi dobrze, poprawiają mi humor. Blogi, na których ważne jest słowo (choć nie tylko, oczywiście) – mnie to słowo urzeka najbardziej. Zjadam słowa na śniadanie!
- Basia. Basia Szmydt, ma się rozumieć.
Jak mogłabym nie podać dalej bloga mojej Basi? Basia to kobieta o anielskim głosie (hłe hłe), ostrym dowcipie, fajnym piórze i oku do zdjęć. Jeśli szukacie normalności, spokoju, prawdy, dobrego humory, rodzinnych historii i babskich przygód – you go there! - Janina. Janina Daily, ma się rozumieć.
Przyznaję się, że gdy pierwszy raz przeczytałam jej któregoś posta, to śmiałam się jak dzik. Wysyłałam potem znajomym linki ze wskazówką, by nie czytali ich w miejscach publicznych, bo oplucie telefonu czy monitora nie jest seksi.
Na ostatnim BFG złapała mnie za rękaw, gdy biegłam w poszukiwaniu kosza, by wrzucić gumę do żucia. Byłam tak skupiona na koszu, którego nie mogłam znaleźć, że chyba przez minutę patrzyłam na Janinę jak głup, zanim mi wzrok zbystrzał, że to ona! A potem zjadłyśmy razem piernika, a wiadomo, że jedzenie zbliża ludzi. W każdym razie czytajcie ją na zdrowie. Bo śmiech to zdrowie! - Sara. Sara Ferreira, ma się rozumieć.
Nie chodzi o to, że brzmieniem przypomina Ferrero Rocher. Chodzi o to, że jak już coś napisze, to od razu czuć, że to wysokogatunkowa czekolada w złotym pazłotku i orzeszkiem w środku.
Lubię Sary lekki, niewymuszony dowcip.
Polecam Wam też
Hanię, niezłego ananasa, która bloguje o szukaniu pasji w życiu. O twórczym życiu – z pazurem, dowcipem i bez lukru.
Małe psotki, czyli blog o zabarwieniu parentingowym pisany przez moją ulubioną Agę, która karmi moją duszę i ciało.
Ulę, czyli Lazy Kitchen. Dostałam raz od niej konfiturę śliwkowo-czekoladową. Nie pamiętam dokładnie, bo zeżarłam ją w minutę. Łyżką. Nie podzieliłam się z dzieckiem. Mmmmm…
Dobrego dnia. I miłej lektury. Czytajcie na zdrowie, dla śmiechu, przemyśleń. Czytajcie, by coś poznać, by stracić dobrze czas, by mieć pretekst do wypicia drugiej filiżanki kawy. Podobno ludzie mało czytają.**Nie bądźcie ludźmi! Żartuję. 🙂
* taki żenujący żart prowadzącego.
**kolejny żenujący żart prowadzącego