Powrót do natury w naszym wykonaniu bywa zabawny ale ani trochę w nim sensu. Zapach samochodowy ,,leśna bryza” zamiast weekendu za miastem. Albo drewniane etui do smartfona, zamiast drewna w kominku. Aplikacja w telefonie, dzięki której można posłuchać wiatru i burzy. A okna pozamykane.
Powrót do natury, czyli powrót do siebie.
Wcale nie trzeba daleko iść. Nie trzeba kupować biletów, włączać nawigacji. Zawracać wcale nie trzeba. Tylko się zatrzymać.
Ostatnio na szkoleniu z marki osobistej u Olki Kaźmierczak rozmawialiśmy o oddychaniu. O tym, że nie oddychamy. Że przez to, że nasze komórki nie dostają tlenu, szybciej umieramy, szybciej się starzejemy. Im mniej oddychamy, tym więcej się zużywamy. A przecież oddychanie to coś, co robimy bezwiednie, co jest łatwe, co jest za darmo. A mimo to nie pamiętamy o oddechu.
Piszę ten tekst i staram się nazwać to, co czuję. I staram się znaleźć odpowiednie hasło do tego, by zacząć rozmowę o powrotach do tego, co naturalne. Nie, nie napiszę, że zaczęłam chodzić w ,,kolorach ziemi”, a moja dieta opiera się na naturalnych jogurtach. I pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to samotność i cisza. Mam ochotę na to, by nikt nie siedział blisko mnie, by nikt nie mówił głośno, gdy jestem obok. Potrzebuję przestrzeni i oddechu, nawet gdy śpię. Mam ochotę na to, by ubranie za bardzo nie przylegało, by nic mnie nie krępowało – ani gumka skarpetek, ani gumka do włosów.
Mogłoby to się stać modne. Byłoby całkiem miło, na pewno wyszłoby to wielu na zdrowie. Ale u mnie to chyba naturalny życiowy rytm, żadna moda na #slowlife czy #natural. Zwykła sinusoida życia. Po baaaaardzo intensywnym, burzliwym, emocjonalnie ciężkim czasie, teraz mam ochotę zamknąć oczy, zasłonić uszy i sobie poczekać na to, aż zachce mi się rewolucji.
Chodzę na bosaka. Nie maluję się. Weekend na wsi nie powoduje u mnie #fomo. Więcej chodzę niż jeżdżę. Czasem więcej milczę niż mówię. Wstaję o 5:00, śpię już o 22:00, co, jak przypomniała mi Basia, jest bardzo zdrowe i zgodne ze dalekowschodnimi zwyczajami.
Wybieram jakość, nie ilość. W życiu, w jedzeniu, w kosmetykach, w ubraniach, w pracy.
Intuicja
Jak to dobrze, że można sobie do tej natury wracać, jak się chce. I nie wierz tym, którzy mówią, że jest jedna jedyna słuszna droga. Nie ma takiej. Każdy ma swoją.
Jeśli naprawdę czujesz, że potrzebujesz otrząsnąć się z codzienności pełnej glutaminianu sodu, gigabajtów, asapów, pln-ów, kalorii, wyzwań i wiadomości, możesz to zrobić tak po prostu, teraz, dziś. Bez przygotowania, bez czytania mądrych książek, poradników. Bez spisywania ,,10 pomysłów na…”.
Bo w tej całej naturze ważna jest intuicja. Tak, to takie wewnętrzne uczucie, myśl, impuls biegnący przez kręgosłup, który każe ci wybrać nie tę, ale tamtą ścieżkę. Wystarczy pozwolić sobie wybrać wedle tego, co naprawdę czujemy. Nie patrzeć na obrazek, otoczkę, opakowanie, modę.
Ten mój powrót do natury ma kilka wątków. Z jednej strony to potrzeba, by mieć mniej, by pozbyć się nadmiaru, by odizolować się od wrzasków i kolorów, by jakoś uspokoić myśli. Od dłuższego czasu irytują mnie rzeczy, mody, nowe kolekcje, must-have’y.
Ale też to strach przed zmianami klimatu, które niekoniecznie będą dotykać mnie, ale moją Córkę. Stąd ten zwrot w kierunku less waste. Nie ukrywam, że to nie życiowa misja czy fanaberia, ale strach przed tym, na co nie mam wpływu. Ten strach wymógł na mnie wybór ekologicznych rozwiązań, zaczęłam myśleć nie tylko o tym, czy wyrzucam śmieci do odpowiedniego pojemnika i czy wzięłam ze sobą siatkę na zakupy z materiału. Zastanawiam się nad tym, czego dotyka moja skóra i czym karmię swoje ciało.
Wszystko się ze sobą łączy. Ekologia z minimalizmem.
Ten powrót do natury widoczny jest u mnie i wtedy, gdy rezygnuje z zakupów, bo wiem, że nowa rzecz nie jest mi potrzebna. I wtedy, gdy rezygnuję z makijażu, bo nie pamiętam już, po co w ogóle jest mi on potrzebny.
Lubię, gdy coś mi w tym pomaga. I doceniam marki, które wpisują się w moją obecną potrzebę zmiany.
Chcę Wam dziś przedstawić nową linię kosmetyków Lirene Natura.
Zmiana stylu życia udaje się wtedy, gdy zaczyna się powoli, od małych, niby niepozornych zmian. Nigdy nie byłam fanką radykalnych rozwiązań. Widzicie, czasem zmiana kremu wystarczy, by zacząć coś nowego i dobrego.
Czym się kieruję przy wyborze kosmetyków?
Kiedyś była to cena i świadomość marki. Jeśli wcześniej widziałam logo w telewizji czy w gazecie, szybciej po nią sięgałam. Dziś, im więcej wiem, tym wyborów dokonuję rzadziej i dużo wolniej. I wybieram rzeczy, których skład rozumiem. Których przekaz rozumiem.
I naprawdę życie jest za krótkie na to, by godzinami studiować napisany drobnym maczkiem skład z tylu opakowania- gdy człowiek nie wie, co znaczą łacińskie nazwy składników. Życie jest za krótkie, by się zastanawiać, co ze śladem węglowym i który wybór mniej obciąża planetę – gdy nie mamy wiedzy na temat produkcji czy logistyki.
Dlatego zostawiam Wam małą ściągawkę.
Kilka punktów, które mnie przekonują:
- Ekspertki Laboratorium Naukowego Lirene podjęły się certyfikacji wybranych składników i produktów przez niezależne międzynarodowe stowarzyszenie Ecocert.
- Wszystkie kosmetyki linii Lirene Natura zawierają ponad 95% składników pochodzenia naturalnego.
- Za skutecznością produktów z linii Lirene Natura stoją plantsomy – certyfikowane ekstrakty roślinne o wysokim stężeniu pochodzące z monitorowanych, ekologicznych upraw. Ekspertki z Laboratorium Naukowego Lirene zamykają te ekstrakty w liposomowych otoczkach.
To autorskie rozwiązanie umożliwia lepsze przenikanie substancji aktywnych w głąb skóry oraz ich kontrolowane uwalnianie. Plantsomy są biozgodne z lipidami naskórka, dzięki czemu są dla niego bezpieczne. Zapewniają również wysoką skuteczność działania, która została potwierdzona w badaniach biometrycznych oraz in vivo przeprowadzanych w Laboratorium Naukowym Lirene. - Kartoniki produktów z serii Lirene Natura w pełni nadają się do recyklingu.
- Opakowania posiadają certyfikat FSC. Oznacza to, że wytworzono je z materiału pochodzącego z odpowiednio zarządzanych lasów, czyli każde drzewo ścięte do produkcji papieru jest zastępowane kolejnym.
- Szkło, z którego wyprodukowano słoiczki, pochodzi do 30% ze stłuczki szklanej.
- Lirene Natura to również kosmetyki w tubach I’M GREEN, do produkcji których w 90% wykorzystano surowiec pozyskiwany z trzciny cukrowej. Tuby nadają się do recyklingu.
- Przy produkcji Lirene Natura zrezygnowano z celofanu.
- Kosmetyki Lirene Natura są w 100% zgodne z europejskimi normami. I nie są testowane na zwierzętach.
Po kilku tygodniach z kosmetykami Lirene Natura, mogę śmiało powiedzieć, że misja łączy się z tym, czego oczekujemy po kosmetykach. Bo wartości są dobre, ale nimi nie nawilżymy twarzy, prawda? Dlatego wsmarowując krem rano i wieczorem cieszę się bardziej z uczucia ulgi, które czuję na skórze, niż z faktu, że kosmetyk jest naturalny i dobry dla środowiska.
Jest dobry dla mnie, bo chce mi się korzystać z kosmetyków, po których czuję się dobrze. Które nie zostawiają śladów, nie łuszczą się, nie pachną mocno i nie są za tłuste. Lubię balans, w życiu, w pracy i w kosmetykach.