Ciepły koc, czarny lipton z cytryną, radio kolor albo serial tvn. I makaron z boczkiem. Pewnie tak bym celebrowała nadchodzącą jesień, gdyby nie to, że nie mam czasu. Ot, taki drobiazg. A jeść trzeba 🙂
Makaron na obiad? Jasne, szczególnie, gdy się nie ma ani czasu, ani energii. Nie chcę krakać, ale teraz będzie już tak częściej, jestem zła, że lato minęło tak szybko. Z tej złości musiałam zjeść coś, co nazywa sie ‘comfort food’, co rozgrzewa prawie tak samo dobrze, jak drink 😉

Składniki:
  • pół paczki makaronu, chyba najlepszy wybór to tagliatelle
  • boczek wędzony 400g lub więcej
  • spory pęczek pietruszki
  • 3 ząbki czosnku
Makaron ugotuj normalnie, jak lubisz.  Czosnek pokrój jak lubisz (bardzo drobno lub w całości, jak wolisz), a boczek w kostkę. Boczek i czosnek wymieszaj i wyłóż na blachę. I tu uwaga – ja mam taką szklaną blachę, taka sprawdza się najlepiej. Wiem, że boczek jest z natury swej doskonałym źródłem tłuszczu, mimo to smaruje blachę olejem.  Jest jedna zasada – boczek nie może być ułożony jeden na drugim, bo zamiast się ,,zeskwarczyć”, ugotuje się. Makaron, pięknie chrupiący boczek (sprawdź, czy nie trzeba dosolić, wędzony boczek powinien być słony, ale nigdy nie wiadomo, jest kryzys…) oraz pietruszkę wymieszaj, posyp parmezanem lub odrobiną mozzarelli i… jedz!