Może i nie jesteś gruba, ale zamieniłabyś się z Haliną na nogi, z Grażyną na brzuch, a z Hanką na cycki. Może i akceptujesz siebie, ale przy zgaszonym świetle. Zakupy robisz tyko w jednej konkretnej sieciówce, bo światło w przymierzalni nie uwydatnia tego, czego istnienia nie chcesz widzieć. Wszystko kręci się wokół tyłka. Kiss my fat ass! Albo i nie, nie patrz tam…
Nie będę apelować, że ,,jesteś piękna i uwierz w to”, bo sama w to nie wierzę. Patrzę w lustro i widzę kogoś nijako-atrakcyjnego, na zdjęciach jest trochę lepiej. Tak, na zdjęciach wyglądam lepiej niż w rzeczywistości! Moim ojcem musi być Instagram! I wiem, że posty w stylu ,,uwierz, że jesteś boginią” tylko dobrze się czyta, bo w praktyce to…
Choćbyśmy słuchały podcastów o miłości do samej siebie. Czytały posty blogerek o tym, jak pokochać siebie w 5 minut, na 100% i na wieki wieków amen. Choćbyśmy były siebie bardziej niż świadome, wiedziały, że liczy się bardziej jędrny mózg niż jędrna skóra, choćbyśmy wielbiły inne kobiety za to, jakie są, a nie za to, jak wyglądają… to i tak nasze ,,braki” w wyglądzie wyjdą przed szereg w najmniej oczekiwanym momencie.
A walka z tym jest długa i trzeba być naprawdę zdeterminowanym, by ją wygrać. Nie wiem, czemu tak jest. Domyślam się tylko.
Ostatnio moja piękna Przyjaciółka mówi mi, że przytyła. Na co ja się szczerze zdziwiłam, bo jak to – gdzie, nic nie widać, gdzie te 8 kilo? Zwariowała! Najgorzej, że te 8 niewidzialnych kilogramów to jest realny ciężar. Nie widać ich, a one są – ciążą w głowie. Chciałoby się powiedzieć ,,kiss my fat ass”, ale jakoś nie wypada. Po co wywoływać wilka z lasu. Lepiej założyć dres.
Morał z tego może być taki, że jak nie pokażesz tych 8 kilo, nikt nie zauważy. Ale też taki, że jeśli ja się czuję ze sobą źle, to to jest tylko moje własne prywatne odczucie. Może być też taki, że ludzie, których kochamy, są dla nas piękni zawsze. I może w ich oczach powinniśmy się przeglądać. A nie w oczach obcych osób, które nic o nas nie wiedzą?
A jeśli ktoś obcy, kto nie wie, jaką jajecznicę robię w sobotę rano, jak śpiewam po kilku szotach na karaoke, jak pachnę, jakie mam problemy, jaką szorstkość skóry, jaki tembr głosu i odporność na stres – ocenia mnie przez pryzmat wyglądu. Chciałabym móc mu powiedzieć ,,kiss my fucking fat ass”. Chciałabym umieć to zrobić. Myślicie, że można się tego nauczyć?
Wpadłam na ten frament programu Tyry Banks. Piękna kobieta.
Zobaczcie, ile emocji ten temat wzbudza – w pięknej kobiecie. Jak trudno się postawić. Jak trudno powiedzieć – pocałuj mnie w tłustą dupę. Jeśli jej jest trudno, to nam ma być łatwiej?
Jak znajdę sposób na to, by akceptować siebie na 100% i nie zabiegać o bikini body – bo bikini body będzie się miało 365 dni w roku – dam Wam znać.
Na razie się inspiruję. Może kiedyś to ja powiem – kiss my fat ass. Wtedy napiszę Wam o tym.