
Pierwotna, prosta przyjemność. Pierwszy oddech ciepłym powietrzem, gdy na zewnątrz -12, a sekundę wcześniej dobiegło się do jedynej otwartej kawiarni w okolicy. Dobiegło! Żaden tam spacerek, leniwe rozglądanie się. Bieg, na którego mecie było ciepło, kawa i kalorie, skutecznie omijane przez tygodnie.
Jeszcze trochę i zmienię sobie nazwisko na Monika Proste-Przyjemności. Proste przyjemności. Chleb z masłem, pomidorem i cebulką. Earl grey. Gapienie się przez szybę kawiarni nie siląc się na głęboki dialog. Śpiewanie w samochodzie piosenki Sylwii Grzeszczak o małych rzeczach, której z Basią totalnie nie znamy, ale słowa jakoś tak same odkopały się w naszej pamięci. Wszystkie. Zimowy płaszcz za 28 zł. 15 minut leżenia w ciepłej wodzie. Kawa przed śniadaniem, wyjątkowo. Rafaello z kaszy jaglanej. Leżenie na dmuchanym materacu przed telewizorem i wzruszanie się na ,,Mamma mia!”.
Czasem się boję, że tak mi życie intensywnie biegnie, że przestanę mieć czas na to wszystko. Albo będę, niczym narkomanka, potrzebowała mocniejszych bodźców. A potem wystarczy, że porządnie zmarznę i strach mija, zamrożony pierwszym prawdziwym zimowym poruszeniem.
Jeśli też się boicie, że pęd życia i to, że chcecie wciąż więcej, szybciej i dalej, sprawi, że Wasze wymagania co to prostych przyjemności wzrosną. I te proste staną się trochę bardziej złożone… idźcie do baru mlecznego na schabowego.
Albo poszukajcie w wolny od pracy dzień, przy -12, otwartej rano kawiarni.