Kolejny post, który robię, bo ,,Basia mi powiedziała”. Mówi, że sama by nosiła taką bluzę, a jak jej zrobiłam tablicę na Pintereście, to piszczała z zachwytu. Poza tym czasem się czuję, jakbym tylko w niej chodziła, bo wciąż dostaję od Was pytania – skąd to bordowe cudo, ta bluza Homies?
Taki trochę Homies, a trochę Hermes. Jak to się mówi, każdy ma takiego Hermesa, na jakiego zasłużył. 😀
Już Wam opowiadam historię tej bluzy (wiecie, ona, jak i ja, zaczęła od nowa. I to nas łączy). Po prostu kiedyś na mnie wpadła na Allegro. Szybki strzał, miłość od pierwszego wejrzenia, trochę wiary (że ta bluza to w rzeczywistości bluza, a nie szmata), trochę nadziei (że jest na mnie, a nie na chudą 11-latkę), trochę beztroskiego ,,raz się żyje!” i powiedziałam TAK naciskając opcję ,,kup teraz”.
Trochę tak jest z ulubionymi rzeczami, że nosi sie je non stop kolor. Ja na przykład jestem dziewczyną jednej pary skarpetek. Dwa lata temu dostałam od Baśki taka zwykłą szarą parę z Tesco i wczoraj odkryłam z przestrachem, że lada dzień dziura będzie. To samo mam z tą bluzą. Ona pasuje do mnie jak bułka do flaków.
Jeśli macie coś, co Wam się tak bardzo, bardzo podoba, to nie chowajcie tego w szafie na ,,lepszą okazje”. Nie ma lepszej okazji dziś DZIŚ. Nawet, jeśli mowa nie o kiecce z cekinami, ale o zwykłej bluzie. To DZIŚ ma być nam dobrze, wygodnie, komfortowo, miło. Nawet, gdy skóra szczypie od mrozu (a ty znowu nie użyłaś balsamu!) i w zasadze człowiek zmieniałby tylko dres na dres.
Kupcie sobie taką bluzę. Bluza homies jest jak pesel – niezmiennie aktualna i ,,moja”.