Czasem tak się dzieje. Zbieg okoliczności niesprzyjających. Takich, że tylko usiąść i siedzieć. Bo przecież nie usiąść i płakać.
Nie wiem, jak radzicie sobie, gdy dopada Was docierające aż do szpiku kości zmęczenie. Takie fizyczne i psychiczne w jednym, jak szampon 2w1. Ja mam tak od poniedziałku. Niskie ciśnienie sprawia, że moje życie toczy się w slowmotion, na przekór Córce mej, która jest jak na speedzie. Nasze energie muszą jakoś ze sobą współgrać, co jest tak strasznie ciężkie…
Siła jest, nawet gdy jej nie ma. To niesamowite, jak człowiek może iść szybkich krokiem i przeżyć, choć w głowie własnie przejeżdża po tobie walec. W tę i z powrotem. W tę i z powrotem… To niesamowite, jak umiesz dostrzegać kadry, choć jedno oko jest zawładnięte galopująca, bezlitosną migreną. To niesamowite, że umiesz panować nad sobą, choć czujesz, że nie panujesz nad niczym.
Jak ktoś mi mówi, że się nie da, to nie słucham.
Często sobie powtarzam, by nie reagować zbyt gwałtownie, by myśleć, zanim coś zrobię, by brać na wszystko poprawkę i dzielić przez dwa. Nie dać się emocjom czy nastrojom, na które szkoda czasu. Nie dać się zgnieść hormonom, które w połączeniu z niskim ciśnieniem są zabójczą bronią i szklaną pułapką najnowszej generacji.
Idziemy stąd. Wychodzimy, zakładaj butki (- Mamo, to nie butki, tylko sandałki!). Przystajemy przy murku, który od kilku miesięcy jest sklepem wielobranżowym U Inulki. Po prostu idziemy. Bo czasem wyjść z domu to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich.
Zaczynam odżywać. Jest środa, widać słońce nad Trójmiastem. I nad Inulą też, jak co dzień.