#1
-No proszę, w jakim luksusie mieszkamy – mówi Emilka i patrzy na podłogę. W całym apartamencie jest brokat. Wszędzie. Na pościeli, na na wpół zjedzonej bułce z masłem, na praniu, na laptopie.

Moja córka, Inulka, nabyła drogą kupna kartki z brokatem, w tesco w Budapeszcie. Zapłaciłam ja, więc trochę czuję się winna.
Po otworzeniu opakowania okazało się, że brokat ,,się niesie”. Ups.

#2
Chrupki. Chrupki, chrupki. I bułki, dużo bułek. Moga być wczorajsze, jutrzejsze, ważne, ze zamykają marudzące dzioby. Wkładając do rączki jednej i drugiej po kawałku białej, suchej buły przypominamy sobie, z jaką dezaprobatą patrzyłyśmy kiedyś na matki tuczące swoje dzieci chrupami i bułami. Wszędzie, zawsze. A teraz? Pokojowego Nobla dla tego, kto wynalazł kukurydziane chrupki!

#3
– No najlepiej!

To zdanie towarzyszy nam od kilku dni. Wypowiedziane głośno, wyrażające dezaprobatę, rączki pod boczki, brwi ściagnięte. To Ina. Prawdopodobnie podłapała to od nas, już nie mam siły z tym walczyć.
-Już trzy lata ci powtarzam! – mówi do mnie, gdy podam jej inne skarpetki, niż by chciała.

Ina tworzy sztukę na podłodze. Mila psuje jej koszyk na piknik dla Hello Kitty. No najlepiej! Wysypią nam się chrupki. No najlepiej! Zapomnimy czegoś z mieszkania. No najlepiej!

Czuję, że żyję pod ciągłym obserwującym, bezlitosnym i krytycznym wzrokiem własnego dziecka wyhodowanego na własnej piersi.

A wtedy ja…

Odwracam się twarzą do ściany, słuchawki w uszach. Co za plecami, tego sercu nie żal, niech się dzieje co chce, tylko Ina schowaj gdzieś te nożyczki!

Wyciągam ,,Ch*jową Panią Domu”. To, że Magda jest mistrzem słowa, wiem już od dawna. Od lat, w końcu Venilę Kostis czytam namiętnie od zawsze!

Uwielbiam felietony. Jedna historia, a w nią włożona cała wena autora. Można czytać w porcjach. Albo zjeść na raz. Albo sobie wydzielać. Zaczynać od deseru, kończąc na przystawce. I tak czytam rozdziały nie po kolei, bo zawsze jak zakładką zaznaczę, gdzie skończyłam, Dziewuchy mi ją wyjmą. O losie!

Kobiecość wedle Magdy Kostyszyn, a raczej Ch*jowej Pani Domu, jest taka…. prawdziwie kobieca. Taka jest, jaka jest, bez instagramowego filtra. I tak sobie myślę, że ChPD zrozumialaby to, jak rajstopy zakrywają kobiecość swoim den.

Bo kilka dni  temu padalo i było zimno (w Budapeszcie znaczy się) i musialam zakladać rajty pod spodnie, co sprawiło, ze pozbawiłam się jednym ruchem naciągającym  resztek kobiecosci. Jakby to, że skóra nie ma kontaktu ze światem sprawiało, że nie mam kontaktu ze swoją kobiecością. Nie jestem kobietą, tylko osobą, która ma rajstopy pod spodniami. Taką buką w zielonej za dużej parce, z zaparowanymi okularami, skarpetkami wystającymi z butów i katarem, który chcialoby się zetrzeć rękawem, ale nie wypada.

Kupiłam te rajty w jakimś chińskim sklepie, razem z chińskimi dłigopisami za 100 czegoś, co jest walutą na Wegrzech. Takie rajstopy, że ma ich nie widać. Żeby opalenizna rodem z Barbadosu nagle nie wyskakiwała znad mojej kostki.

Zakładam je, jak sie uprę to podciągnę je pod samą szyję. Brecha na maksa, chichramy się z Emilką jak dwie kretynki. Ma takie same, jest się z czego śmiać. Beczymy sobie śmiało przez 5 sekund. No i starczy. Ubaw po same pachy, jak i te nieszczęsne rajty 10 den.

Masz rajty? Mam. Więc smiało możemy wychodzić. Z deficytem kobiecości.

Czuję, że tylko Bridget Jones i ChPD mnie zrozumieją. Odchudzające galoty nie mogą różnić się za bardzo od rajstop, które zakłada się tylko po to, by nie przeziębić pęcherza.

Magda, pozdrawiam Cię najmocniej. Napisałaś coś wspaniałego. Coś, co umila mi podróż. Moja wakacyjna powieść w odcinkach! <3

A Wy biegnijcie do księgarni po tę książkę. Ależ Wam się spodoba!