600 kilometrów przed nami.
Za 600 kilometrów odbędzie się test. Rodzinne wakacje to zawsze test – cierpliwości, empatii, kreatywności, spokoju i beztroski.
Rodzinne wakacje w Wieliczce. Kto wpadł na ten pomysł?
Ja.
Oto, co znaczy zestawienie ,,rodzinne wakacje” i ,,zjeść z kimś beczkę soli”
1.
Trasa Gdańsk-Wieliczka to 600 km. A to znaczy, że nie książkowe ,, 5 godzin i 44 minuty”, ale znacznie dłużej. Trzy osoby w aucie, gdy kierowcą jest tylko jedna osoba, a kolejna ma 6 lat- to kilka postojów na trasie. To przerwa na papierosa, przerwa na siku, przerwa na ,,chcę mamo pochodzić”, przerwa na kawę na stacji (to akurat mój pomysł). To korki (bo piątek) i jeszcze raz korki, bo podczas tych 600 km różne rzeczy się przytrafiały innym kierowcom, co nam kazało stać i czekać. I się irytować.
Taka trasa uczy empatii. Wiecie, co mam na myśli? 🙂
Rodzinne wakacji to nie przelewki. To ciężka logistyczna praca. Dotarliśmy do Wieliczki po północy. Zmęczeni bardzo. Wymięci i pokręceni. A tam czekały na nas…
2.
Łóżka w Hotel Grand Sal**** .
To jest to uczucie, gdy na przykład jesteś bardzo głodna, a widzisz, jak kelner już niesie Twoje danie.
To lekkie podekscytowanie połączone z uczuciem ulgi czuliśmy, gdy dostaliśmy kartę do naszego pokoju – numer 109. Przypominam – jest po północy. A my, zamiast grzecznie kłaść się spać, włączamy telewizor (bo w domu nie mamy. Przecież to naturalne, że pierwsze, co człowiek robi, to sięga po pilota i wciska ,,jedyneczkę”) i zastanawiamy się, co lepsze – festiwal, na którym śpiewa Thomas Anders czy może film ,,nie dla dzieci” o niespełnionej miłości. (To są te trudne decyzje, które kształtują relacje.)
Leci Anders i woda do wanny. Ktoś rozumny w końcu zdecydował, że na Boga trzeba iść spać. I to nie byłam ja.
3.
7:00. Co robi matka na wakacjach? Wstaje przed budzikiem, bez powodu.
Wrzucam wtedy na Instastories zdjęcie z pytaniem – budzić ich czy nie?
Filmiki umieściłam w wyróżnionej relacji, możecie zobaczyć klikając TUTAJ.
4.
Chciałam tu publicznie wyznać, że uwielbiam śniadania w hotelach. Te kawki z automatu, małe bułeczki, masełko, jajka w majonezie i naleśniki w podgrzewanych naczyniach. To jest taki symbol beztroskich rodzinnych wakacji – szczególnie, gdy nie Ty dziś zmywasz po śniadaniu.
A po śniadaniu zrobiliśmy ,,samowolkę”. Zabraliśmy nasze kawy przed hotel. Tam, gdzie jest fontanna. Rozłożyliśmy się na leżakach, patrzyliśmy na piękny park Św. Kingi i mówiliśmy całkiem na głos, że tu jest naprawdę pięknie. Bo jest. I że dopiero czujemy, że zaczynają się nasze wakacje.
5.
Boże, co to jest Tężnia Solankowa? Z czym to się je. Dziecko pyta, ale co odpowiedzieć?
To, co ważne, możesz doczytać TUTAJ. Ważne jest to, że to bardzo ZDROWA rozrywka, a poza tym… ciekawa!
I to jest dobry punkt, by porozmawiać o tym, czy rodzinne wakacje to faktycznie okazja, by zjeść z kimś beczkę soli. Jest!
Jedna wizyta w Tężni Solankowej i już wiesz, że na jednej beczce się nie skończy, szczególnie, gdy jesteś tam z dzieckiem, które natychmiast ma odruch lizania się po łapkach i ramionach, by przetestować raz po raz, ile soli osiadło na skórze. Bo sól, kapiąca i ,,latająca” w powietrzu, osiada na skórze, na okularach, na telefonie, na włosach. I skora aż lśni od tej soli, błyszczy w słońcu.
A tak między nami, to bardzo, ale to bardzo zaskoczyło mnie, jak bardzo mi się tam spodobało. Świetna konstrukcja, taras widokowy, ławeczki do odpoczynku i niespieszny klimat.
6.
Wieliczka to małe miasteczko. Wszystkie ważne miejsca są położone bardzo blisko siebie. Ba! Widzimy je z hotelowego okna! Bez mapy, bez stresu, bez ciśnienia – idziemy dalej.
Kopalnia Soli ,,Wieliczka” to cel nie tylko wycieczek szkolnych w 1996 roku. To wakacyjny cel – rodzinny! Widzisz to dopiero przy kopalni, pod kasami. Tłok mili państwo. I tu jest kolejna próba dla rodzinnych relacji. Po pierwsze – nie zgubić siebie nawzajem. Po drugie – nie zgubić celu. Po trzecie – dobrze wybrać trasę zwiedzania.
7.
Nie muszę chyba dodawać, że to były nasze pierwsze rodzinne wakacje w takim gronie. Od razu pomyślałam, że Wieliczka to idealny pomysł. Jak inaczej przetestujesz siłę miłości, jak w nie ekstremalnie zasolonych warunkach, daleko od domu i jeszcze setki metrów pod ziemią?
No właśnie. Same widzicie, że idealna destynacja.
I już robi się romantycznie. I już schodzicie drewnianymi schodami w dół. Robi się ciemno, ciasno, trochę strasznie, ekscytująco. Idealna sceneria do romansownych klimatów.
Już by się chciało iść za rękę, a tu…
8.
Dokładnie tak. Razem z dziesięcioma innymi rodzinami i ich dziećmi poszliśmy odkrywać Solilandię. Romantyczny nastrój został zakrzyczany przez ,,maaamoooo PAAATRZ!” albo ,,łłłaaaaaaałłł!”. Ile emocji jest w tych małych ciałkach!
Okazało się, że nie będzie okazji do ,,romantycznie zgubmy się przewodnikowi i powoli szlajajmy się pod ziemią chłonąc sól i miłość”. Tu była grywalizacja. Tu była gra terenowa. Tu dzieci dostały zagadki. Była akcja, dopracowany scenariusz, aktorzy. Była tajemnica i drobne przestępstwo nawet było. Był Soliludek, tajemniczy Skarbnik, smok i solizaki.
O panie!
Ina była zachwycona. Jak sama powiedziała – podekscytowana!
A ja? Tak mi się udzielił klimat krainy Solilandii, taką miałam wakacyjną głupawkę, że do końca dnia mówiłam do mojej Solicórki, że jak nie umyje solirąk po skorzystaniu z soliłazienki to dostanie solilanie. I jak zaraz nie napiję się solikawy to będę soliwkurzona.
Mnie bawi. 🙂
I gdyby ktoś z Was chciał mnie podejść i dowiedzieć się, jak uważnie słuchałam przewodniczki (jak to mówi Ina: pani przewodniczącej) zadając mi pytanie, w którym roku wyjechał z kopalni ostatni koń (bo w kopani pracowały też konie), odpowiem z uniesioną głowa, że w 2002 roku.
Ha!
9.
Winda w kopalni pokonuje 4 metry na sekundę.
To jest tak doskonała okazja do tego, by pielęgnować rodzinną bliskość. Małe te windy, klimatyczne. Takie… kopalniane.
I może nawet by nam się udało z P. zamienić kilka ciepłych słów, ale zdecydowanie bardziej chciało nam się rozmawiać z innymi o tym, jak było fajnie i jak niefajnie było w 1996 roku, a jak fajnie było teraz i że super, że przyjechaliśmy tutaj z dziećmi.
10.
Bardzo, bardzo się cieszę, że w takich miejscach, jak Kopalnia Soli w Wieliczce, dostrzega się dzieci.
Wiecie dlaczego?
Bo chcę zafundować mojej Córce kolorowe wspomnienia z dzieciństwa. Nasi Rodzice też chcieli, ale zabierając nas do Wieliczki w 1996 roku, narazili nas na napromieniowanie nudą. Taka prawda. Wtedy nikt o dzieciach nie myślał. W knajpach nikt nie dawał kolorowanek na przystawkę, nie było specjalnych tras turystycznych dedykowanych dzieciom.
Więc nie pamiętam NIC z rodzinnych wakacji 1996.
Ale wierzę, że moja Solicórka zapamięta to, że Soliludek zeżarł im solizaki i że była afera na całe solne królestwo.
A ja? Byłam zachwycona. Zresztą, chyba widać różnicę? 🙂
Czy polecam rodzinne wakacje w Wieliczce?
Tak!
Wszyscy potrzebujemy wakacji w Wieliczce. Potrzebujemy zielonej trawy i spacerów po parkowych alejkach. Potrzebujemy zrobić 100 wdechów w Tężni Solankowej. Potrzebujemy zatrzymać się na kwadrans i karmić owsianymi ciastkami leniwe kaczki. Potrzebujemy dowiedzieć się, jak było kiedyś. Zdziwić się, że tak kiedyś pracowano.
Polizać słoną ścianę i szukać grudki soli, którą można będzie ukradkiem zwinąć na pamiątkę.
No i niektórzy potrzebują zjeść obiad i wypić kompot 125 metrów pod ziemią. 🙂
Na przykład my. Potrzebowaliśmy tego wszystkiego. Spędziliśmy tam spokojne (choć pełne przygód) dwa dni, ale wiem, że chętnie zostalibyśmy dłużej.