Poniżej znajdziecie opowieść Marcina. Zaczyna się od tego, że jego ojciec chciał podpalić dom. Dramatyczną jak cholera, taką, po której przeczytaniu, nie bardzo wiadomo, co powiedzieć.

Więc Wy czytajcie, a ja postaram się zebrać myśli i napisać coś na sam koniec…

Marcin:

Środa, przerwa obiadowa. Biometr raczej korzystny. Jem hamburgera nad rzeką w towarzystwie przyjaciółki, która sama zmaga się z depresją.
Problemem naszego pokolenia jest papierowa wolność podkolorowana filtrem instagrama , która powiewa przed naszymi twarzami.
Wystarczy emocja, łza, mocniejsze szarpnięcie lub zakręt, a ona targa się, moknie, rozmywa, pozostawiając nas bezsilnych.

– Siedzisz? – zapytał mój brat dzwoniąc do mnie.
– Tak, co się stało?- odpowiedziałem przeżuwając kęs mięsa.
– Ojciec próbował podpalić dom. Rozlał wszędzie benzynę mając w ręku zapałki. Mama weszła do domu w ostatniej chwili i wypierdoliła go za szmaty, dzwoniąc do mnie i prosząc o pomoc.
– Aha, ale podpalił, czy nie? Wezwałeś policję? Jak się mama czuje?
– Wszystko opanowane. Mama nic nie mówi. Jedziemy na komendę.
– Ok. Zadzwonię do Ciebie później. Jem obiad.

– Co się stało?- zapytała zaniepokojona koleżanka.
– Mój tata próbował podpalić dom. Podasz keczup, proszę?- odparłem wydychając powietrze.

Ktoś może zapytać, czy wszystko ze mną dobrze. Pożar. Alkoholik. Rodzic. Dom. Policja.

Tak, wszystko, ze mną w porządku.
Gdzie moje emocje?
Nigdy ich nie było.

Gdy zaczynałem pisać to świadectwo, chciałem początkowo skupić się na moich uczuciach. Jednak doszedłem do wniosku, że nie miałbym najzwyczajniej o czym pisać. Ojciec jest dla mnie obojętny. Nie wzbudza pogardy ani gniewu.

Jego alkoholizm i atmosfera, w której zostałem wychowany, jak również ogólnie przyjęty pogląd na temat alkoholizmu w Polsce, nauczył mnie z tym żyć. Nie byłem świadom, że można to zmienić.

Ciągły strach, poczucie winy, kłamstwo oraz wstyd, bo przecież nie wypada o tym mówić na głos. Brak pieniędzy, smród trawionego alkoholu i wymiocin na podłodze, a w rogu mama próbująca zakryć łzy uśmiechem i nadać wszelkimi siłami mojemu życiu trochę normalności.

26 lat. Moje życie.

Po dwóch latach fizycznego odcięcia się od sytuacji w domu, po terapii, lekach i przemyśleń, zacząłem czuć pozytywne emocje. Wzruszają mnie ładne rzeczy i momenty. Cytując Krzysztofa Gonciarza, pojawił się mikrozachwyt. Dla wyjaśnienia, odsyłam do jego fantastycznych video na youtube.

Teraz, głośno i bezwstydnie mówię: mój ojciec jest alkoholikiem.

Wróćmy jednak do dnia, w którym miał spłonąć mój dom.

Z wykształcenia jestem inżynierem, dlatego skupię się na faktach.

Policja zabiera mojego ojca na izbę wytrzeźwień.
Dzielnicowy znajduję dawną niebieska kartę. (Święta Bożego Narodzenia 2010, pobicie mojej mamy).
Funkcjonariusz nakłania moją mamę do wstrzymania się ze złożeniem zeznań. Twierdzi, że ojciec wykazał skruchę wchodząc na izbę wytrzeźwień, obligując się do uczestnictwa w terapii.
Mama sprząta dom usiłując pozbyć się zapachu benzyny.
Nie czuję nic. Zaczynam zadawać pytania.

Zadzwoniłem do: psychologa, psychiatry, pracownika izby wytrzeźwień, do centrum zarządzania kryzysowego, jednak ze względu na rejonizację, odesłano mnie do opieki społecznej, która była już zamknięta, do policjanta, który obsługiwał cały ambaras, prawnika. Odbyłem również pośrednią rozmowę z dyrektorem szpitala psychiatrycznego.

Moja konkluzja: w Polsce nie ma jasnej i prostej procedury odnośnie do alkoholików.
Osoba trafiająca na izbę wytrzeźwień po próbie podpalenia domu, nie jest objęta żadnym natychmiastowym postępowaniem karnym ani opieką psychologiczną. Po uiszczeniu opłaty w wysokości 350 zł i wytrzeźwieniu, wraca do domu, do którego, w świetle prawa polskiego, mamy obowiązek go wpuścić. Eksmisja bez zapewnienia lokalu zastępczego jest niemożliwa, a procedura nakazu odbycia terapii nie istnieje.

Dla wyjaśnienia: każdy alkoholik wyrazi skruchę, aby tylko nie zostać na noc na izbie wytrzeźwień i wydać na alkohol wspomniane wyżej 350 złotych.

Analizując powyższe, można odnieść wrażenie, że państwo wręcza „zapalniczkę” w dłoń uzależnionego. Być może tym razem dom spłonie.

Kto weźmie za to odpowiedzialność? Dlaczego po pierwszym razie oficjalnego nadużycia siły przez mojego ojca pod wpływem alkoholu nie zostały podjęte żadne kroki?

Dlaczego głos z ambony i mównicy parlamentu milczą na ten temat?

Nie wiem.

Policja jak i opieka społeczna bronią się tylko jak mogą, aby nie tworzyć teczki w kategorii alkoholizm.

Nie będę rozwijał pytania jakie kroki podjęliśmy, żeby pomóc mojemu tacie i skończyć ten koszmar, ponieważ zrobiliśmy wszystko.

Alkoholizm nigdy się nie klikał. Zawsze był tematem tabu z jednej strony, a z drugiej chlebem powszednim Polaków.

Rodziny alkoholików, osoby biernie współuzależnione, w społecznym postrzeganiu tej choroby, są lekceważone, cierpią na depresje, a najczęściej same popadają w nałóg zamykając błędne koło.

W małych miastach, wsiach, gdzie to zjawisko jest częścią codzienności, nie znajdziemy grup wsparcia czy odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów, o prawnikach już nie wspominając. Takie osoby, w tym ja, mogą liczyć tylko na siebie.

Alkohol spożywany przez mojego ojca odkaził mnie z uczyć.

Moim celem jest nagłośnienie problemu, który dotyczy wielu z nas. Nie bójmy się o tym mówić. To nie jest wstyd. Niech anonimowy alkoholizm przestanie być anonimowy.

W ostatnim czasie, temat podjęła Katarzyna Nosowska wydając nowy album „Basta”.
Nie jesteśmy sami, a poprzez Internet możemy dotrzeć do wielu, którzy potrzebując pomocy.
Mam ogromne nadzieje, że to się zacznie w końcu klikać się.

Nie chcę mówić w imieniu wszystkich. Nie chcę być anonimowy.
Nazywam się Marcin Zyzak i jestem DDA, a to jest moje świadectwo.

 

Mam szczęście. Nie jestem DDA, nie muszę się z tym mierzyć. Nie znam tego tematu, trudno mi się wypowiedzieć. Spróbuję.

Marcin napisał do mnie tę wiadomość w poczucie totalnej bezsilności. Bo nikt nie chciał im pomóc, wręcz przeciwnie – oczekiwano, że cała sytuacja zostanie zamieciona pod dywan. Powyższa historia to świadectwo złości i niezrozumienia.

To, co mnie uderza, to sytuacja mamy Marcina.

Wyobraź sobie – Twój mąż próbuje zrobić Ci krzywdę. Chce podpalić dom, czyli zniszczyć wszystko, co masz. Jednocześnie to zagrożenie dla Twojego zdrowia i życia. To zagrożenie dla sąsiadów. To nie awantura, po której można powiedzieć ,,przepraszam, zrobić ci herbatę?” i przejść nad całą sytuacją do porządku dziennego. I teraz jest policja, wytrzeźwiałka, składanie zeznań. No i jak ta sytuacja powinna się skończyć? Wszyscy powiemy – rozwód, areszt, badania, pomoc psychologa. W naszych głowach jest wizja opieki policyjnego psychologa, choćby wskazanie kierunku, gdzie szukać pomocy. Jedno jest pewne – w naszych wyobrażeniach późniejsze spotkania i wydarzenia będą miały na celu jedno, czyli rozwiązanie tej sytuacji, by nikt nikomu już krzywdy nie zrobił.

A tak nie było. Wstyd.

Powiedzcie mi szczerze, kto tu jest ofiarą. Mężczyzna, któremu każe się zrobić detoks? Czy kobieta, która nie ma żadnego pola manewru.

I teraz w momencie, gdy musisz jakoś zareagować (najlepiej dla swojego dobra), ale nie wiesz, jak, bo boisz się, bo wydaje Ci się, że nie masz wyjścia – wszystkie osoby, które mają Ci pomóc, chcą cofnąć czas. Chcą powrócić 24 godziny wstecz, gdy nie było jeszcze problemu.

Jak na to reagować?

Co zrobić?

Macie jakiś pomysł?

 

Mój pomysł jest taki. Pierwsza myśl – napisać mejla do Fundacji Centrum Praw Kobiet.

W tym miejscu mam do Was prośbę. Tutaj lub mejlowo napiszcie, co mama Marcina może w takiej sytuacji zrobić. Podajcie przykłady, linki, osoby, które mogłyby pomóc. Ja będę Wasze słowa wrzucać w tym poście.

Ja sama nie mam wiedzy, by doradzić. Nie jestem kompetentna, a bardzo chciałabym być.