– No leć już. Powodzenia, miłego dnia! Dasz sobie radę?
– Mamo, dam sobie radę. Ale jeszcze jeden przytulas.  Przeczytaj mi jeszcze raz, co dziś będzie na obiad.

Już masz na końcu języka, że zaraz się spóźnisz do pracy. Już masz na końcu języka: ,,Dziecko, daj już spokój”. To by powiedział pracownik miesiąca, kobieta, która jak co dzień leci do pracy. Bo tak trzeba, bo chce, bo jak inaczej… Ale mama jednak spokojnie czyta, że dziś pomidorowa z kluseczkami, kotlet z indyka z młodymi ziemniaczkami i mizeria, a na deser kisiel z owocami.  Mama rzuca ciężką torbę pod ławkę w szatni, by usiąść i od nowa zacząć rytuał przytulania, wiedząc, że im dłużej zostanie, tym dłużej będzie trwało pożegnanie. Że trzeba było zrobić, jak panie w przedszkolu mówią – szybko wyjść i cześć. Bez sentymentów. Krótka piłka, ostra brzytwa. I może innej mamie sama byś poleciła tę złotą radę, ale jeśli chodzi o Twoje własne, rodzone dziecko, zaciskasz zęby i przytulasz. Myślisz: ,,już?”, mówisz: ,,już dobrze…”.

A potem wychodzisz z przedszkola. Poprawiasz torbę, sprawdzasz godzinę na telefonie. Czujesz żal i ulgę jednocześnie. Masz wyrzuty sumienia, które szybko łączą się z dziwną lekkością, że masz to już za sobą i możesz lecieć dalej.

Udajesz, że nie pamiętasz tego smutnego ,,Mamo…”, że nie było tego smutnego spojrzenia, tych rączek przytulających Cię z całych sił, jakby chciały się podpiąć do bazy, do usb, do mamy. Przecież za parę godzin wrócisz, a dziecko będzie się bawiło w najlepsze. Przecież nawet nie poczuje, zaraz zapomni, wciągnie się w wir zabawy…

Pijesz drugą kawę i zastanawiasz się, przez ułamek sekundy, czy weszło do sali, czy patrzyło przez okno, czy płakało, czy zjadło śniadanie z apetytem.

A Ty? Jesteś taką dziewczynką, która daje się zagadać. Gdy widzę, że zaczyna być Ci smutno, gdy Twój wzrok wcale nie ucieka w stronę dzieci, ale lepi się do mnie, wtedy zaczynam kombinować. Dziękuję wtedy w duchu za bałagan w mojej torbie, w której wszystko można znaleźć.

Gumka do włosów z kwiatkiem. Gdy tylko potrząśniesz kucykiem, to tak, jakbym Cię pogłaskała po włosach.

Złota taśma papierowa, naklejona niczym poważna bransoletka na pulchnej rączce. Naklejam sobie taką samą. Widzisz, to taki nasz znak, tylko my takie mamy.

Działa. Na tę trudną poranną chwilę, która nie robi się łatwiejsza z każdym tygodniem w przedszkolu. Raz jest ok, mała nawet nie pomacha na do widzenia, leci do koleżanek z głośnym ,,a wiecie, co znalazłam dziś rano?” Następnego dnia jest festiwal rozpaczy, żalu, wyrzutów sumienia i ulgi. Jestem supermamą i najgorszą matką świata. Bo zostawiam Córkę w przedszkolu. Wtedy, gdy ona chce być ze mną.

Zobacz, co mam. Ja mam taką, a Ty masz taką samą. Dawaj rączkę.

Ważny jest ten symbol. Chcę, żebyś czuła, że jestem, że przyjdę na pewno, że myślę i tęsknię. Nawet wtedy, gdy Ty już nie pamiętasz, że dziś środa, a Twoje myśli zajmuje fakt, że kolega zabrał Ci żółtą kredkę, a koleżanka ma małego psa.

Dziękuję marce W.KRUK za wsparcie mojego małego pomysłu. Teraz obie mamy takie same bransoletki – jedna dla córki, jedna dla mamy – które będziemy sobie nawzajem zakładały w szatni, żeby zażegnać kryzys, ale też, żeby budować wspólne rytuały. Czuję, że to ważne. Te randki ,,na lody”, wspólne zakupy, gdy nie kupuję jej słodyczy, a ona wie, że może mnie naciągnąć na wszystkie owoce świata, kolacje, na których zapewniamy siebie nawzajem, że jajka na miękko to zdecydowanie najlepsze danie na świecie.

Także, jak tylko będzie Ci smutno, gdy będziesz tęskniła albo poczujesz się niepewnie, dotknij czerwonej bransoletki z małą złotą zawieszką z serduszkiem. Wtedy ja poczuję, że o mnie myślisz. Wtedy ja dotknę mojej bransoletki i poczujesz, jakbym Cię przytulała.