Tak łatwo rozczarować swoje dziecko. Wystarczy chwila nieuwagi, i choć starasz się być na medal, zawodzisz.

Dziś postanowiłam napisać coś bardzo spontanicznego. Zastanawiam się, jaka będzie Wasza odpowiedź.

Jestem mamą zaangażowaną – ale to pewnie nic nowego, Ty też tak siebie określisz. I super! Jestem na każdym występie córki, zawsze siedzę w pierwszym rzędzie. Zawsze! Interesuję się, dbam, przygotowuję kostiumy, słucham kwestii powtarzanych wielokrotnie. Pokazuję kciuki w górę, gdy szuka mojego wzroku podczas występu. Puszczam oczko, gdy nasze spojrzenia się spotykają. Jestem jej największą cheerleaderką.

W zeszłym tygodniu było kolędowanie w przedszkolu Iny. Ina śpiewała kolędę. Ale ja tego nie widziałam, bo pomyliły mi się godziny. Spotkanie było o 15:45, a ja miałam w głowie 16:15.

O 16:07 wchodzę do przedszkola, gdzie kilkoro rodziców już łapie mnie, by mi powiedzieć, że Ina płacze. Faktycznie – szlocha w ramionach Pani. Co czuję? Nie pamiętam, chyba panikę, chaos, wkurzenie.

Czuję się jak wyrodna, patologiczna matka, która tak zawiodła swoje dziecko, która zaniedbała jego uczucia, podeptała starania, nie doceniła. Wszyscy rodzice widzą, jak moja córka przeze mnie płacze.

Tylko dlatego, że pomyliły mi się godziny.

Ina mówi, że każdemu może się zdarzyć, gdy tłumaczę, że po prostu zwyczajnie się pomyliłam.

Ta sytuacja wydaje się zwyczajna, prawda? No trudno, stało się, trzeba przytulić dziecko, poklepać po plecach i iść dalej obierać ziemniaki. Tak?

Piszę o tym dlatego, że wtedy poczułam przez chwilę, jak 7-letnie starania burzy to jedno spóźnienie. I to nie było miłe uczucie. Ja też poczułam się trochę oszukana. Ta sytuacja mnie bardzo zdołowała. Nie dość, że zawiodłam swoją Córkę – a wiadomo, uczucia małych dzieci są bardzo delikatne. To jeszcze zdałam sobie sprawę, że nikt mi nie da usprawiedliwienia, bo na tym polu bitwy jestem sama. Nie mogę  na nikogo tego zwalić.

Jest jeszcze jedna przykra rzecz. Zazwyczaj nie pamiętamy 100 rzeczy, które ktoś zrobił dobrze. Pamiętamy tę jedną rzecz, która była nie tak. Choćbym dawała Córce buziaka na dobranoc co wieczór przez 7 lat, ona zapamięta ten jeden raz, gdy tego nie zrobiłam. I uważam, że to jest bardzo nie fair.

I to mnie zabolało. Okazało się, że przez te pół godziny moje 7-letnie starania przestały mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, że się spóźniłam. A gdzie te wszystkie razy, gdy byłam przed czasem? Gdzie te wszystkie razy, gdy byłam najgłośniej klaszczącą matką na sali?

Przez krótką chwilę to nie miało żadnego znaczenia.

I jest mi z tego powodu przykro.