Dla mnie najlepszy czas to wtorek rano, dokładnie 5:45, bo wtedy mam dobre feng shui. Aurę mam sprzyjającą tylko, gdy mam na sobie nowe majtki i wyprane na tarze skarpetki. I najlepiej, gdy na śniadanie ciemnoskóry pan ze złotym zębem i dwukilowym złotym łańcuchem na szyi wyciska mi pomarańcze z Lidla, a potem, jak już piję i zaczynam od nowa, wachluje mnie co sił w rytm Milli Vanilli. Dopiero w takich sprzyjających okolicznościach łaskawa jestem zacząć od nowa. W ogóle coś zacząć!
A tak serio, to… nie ma na co czekać!
Wiecie… Te słynne ,,od jutra”, jest moim udziałem częściej niż często, bo ja ogólnie pasjami wręcz zaczynam od jutra, a od poniedziałku to już na 100%. To wynika z dwóch rzeczy:
- Brak wiary w siebie. Dlaczego to ja mogę to zrobić, skoro inni są lepsi, innym wyjdzie to lepiej. Nie uda mi się…
- Strach przed decyzją. Strach przed opuszczeniem ciepłego pierdzidołka, o strefie komfortu tylko cicho wspominając. Strach przed oceną. Strach przed odpowiedzialnością za swoje decyzje. I w końcu strach przed nowym, nieznanym.
Jest tak pan, Les Brown, który zarabia na tym, że motywuje ludzi. I on mówi tak: zrób to, zanim będziesz gotów, gdyż nigdy nie będziesz gotów, jeśli będziesz czekać. I ja temu panu przybijam siarczystą piątkę. Bo ma po prostu rację. Nigdy nie jest się dostatecznie gotowym na zmianę.
Najlepszy czas, by zacząć od nowa, jest dokładnie TERAZ. I ja to wiem dosłownie od kilku miesięcy. Tak wiem do szpiku kości, a nie że wiem, bo usłyszałam na Polsacie. Może nie zmieniam życia w spektakularny sposób, może nie zaczynam od nowa, a fajerwerki nie wieńczą każdego mojego ruchu. Nie. Ale krok po kroku zaczynam być sobą od nowa i zaczynam robić to, o czym marzę. Bo przecież mogę to zrobić!
Kupiłam bilet na koncert Oh Wonder. To niemożliwe, że będą tak po prostu, tu, w Trójmieście. Zagrają we wtorek i to wieczorem. I gdy już miałam z żalem machnąć ręką, bo co ja po nocy będą z Córką latać po koncertach, to… a dlaczego właściwie nie? Kupiłam bilet zanim jeszcze pomyślałam, jak to logistycznie rozwiązać. Kupiłam, zapłaciłam, mam. Wymyśli się w trakcie.
Poleciałam do Londynu też na zasadzie – teraz albo nigdy. Jeśli nie kupię biletu, nie polecę, bo zawsze będzie coś, co w moim mniemaniu będzie stanowiło barierę nie do przejścia.
Dlatego lubię czasem iść za impulsem. Pamiętając, że najlepszy czas na zaczynanie od nowa jest właśnie teraz.
Mam do siebie spory żal. O to, że z wieloma rzeczami zwlekałam. Że tyle okazji przeszło mi koło nosa. Że nie myślałam o sobie, tylko wszystko było ważniejsze. Że nie potrafiłam być konsekwentna, że zapominałam o swojej wartości. Że tylko gadałam, zamiast działać. A wystarczyło tylko zacząć od zaraz. Nie dawać miliona szans, nie czekać na lepszy, nowy dzień. Na kolejny poniedziałek. O tym, dokąd dotrzesz w życiu, decyduje nie tyle to, gdzie zaczniesz, ile czy zaczniesz. John C. Maxwell ma rację jak jasna cholera…
Jeśli macie coś do zrobienia, zróbcie to od razu. To jest udowodnione naukowo i życiowo, że naprawdę nie ma na co czekać. Nigdy nie będzie lepszego momentu. Czy myślisz o dziecku, o zmianie pracy czy założeniu biznesu. Czy zastanawiasz się, czy mu powiedzieć o zdradzie, czy myślisz o tym, by powiedzieć jej, że masz komornika na koncie. Nie ma lepszego momentu niż właśnie ten. TEN. Nie ma lepszego momentu niż ten, bo tak naprawdę wątpliwości nigdy nie mijają. Nigdy nie ma tak, że coś jest albo czarne, albo białe. Nikt też nie da gwarancji, że wszystko się ułoży tak, jak planujesz. Ale jeśli nie spróbujesz, nie dowiesz się.
Robin Sharma, człowiek, który inspiruje do tego, by żyć lepiej, mówi tak: Wielkie marzenia. Maleńkie działanie. Zacznij teraz! Jak ci to taki Robin mówi, to nie zaczniesz? 🙂
A jak ci Tekstualna powie, to zaczniesz już teraz? 🙂
Zacznij. Warto.
fot. Łukasz Leśniak