Było lato, a ja wcale tego nie widziałam. Nie cieszyły mnie bąbelki w lemoniadzie, nie cieszyły spacery po ulubionym Sopocie, nie cieszyły długie wieczory i szum dochodzący z otwartych cały dzień okien.
Było lato, a ja traciłam czas siedząc w kuchni i robiąc coś, czego nawet dziś nie pamiętam. Coś tam robiłam, może pracowałam, może blogowałam, może… Nie pamiętam.
Byłam nieszczęśliwa. Miałam wrażenie, że nic mi się nie udaje, choć wcale tak nie było. Czułam się jak mucha w smole, tak, jakbym nie mogła się wydostać z kokonu sytuacji i zdarzeń, na które nie mam wpływu, których wcale nie chciałam. I dlaczego to ja mam takie problemy w ogóle? Dlaczego mi zawsze wiatr w oczy i pod górę?
Gdyby nie rytm dnia dostosowany do 3-latki, pewnie zaczynałabym życie około 11:00 i tkwiła w piżamie w paski do 18:00.
To był czwartek. Miałam już dość narzekania, płakania, smutku, liczenia kłód pod nogami. Byłam tak zmęczona, że na samą myśl o zrobieniu sobie kawy byłam zła. Byłam zła, pozbawiona energii, zmęczona swoim narzekaniem, bez sił, bez baterii. Szary człowiek.
O 10:00 pomyślałam, że w dupie to mam.
Jakkolwiek to brzmi, postanowiłam mieć w dupie swój aktualny stan. Wstałam i poszłam do łazienki. Stałam pod prysznicem i czułam, że spływa ze mnie niemoc. Moje włosy dawno nie był tak dobrze umyte, poszło pół butelki odżywki. Moje ciało nigdy nie było takie wypilingowane. Gdy woda w bojlerze przestała być nawet letnia, wyszłam z łazienki. Trochę nowsza niż godzinę wcześniej. A potem wysprzątałam mieszkanie tak, jakby było przed świętami. Symbolicznie odgruzowałam życie.
Zimny prysznic na głowę i działaj, kobieto!
Tego dnia postanowiłam zacząć od nowa. Machnąć ręką na rzeczy, na które nie mam wpływu. Poczułam się lżejsza o 10 kilo.
Wygrałam.
Minęły miesiące, a ja nie pozwoliłam sobie więcej na taki nastrój, który prowadzi do niemocy. Niemoc to jedno z bardziej przykrych stanów na świecie. Mam 30 lat, nie stać mnie na to.
PS Rocky Balboa mówił, że:
Świat to nie samo słoneczko i tęcze. To podłe i okrutne miejsce i nieważne, jaki z ciebie twardziel, powali cię na kolana i tak przytrzyma, jeśli na to pozwolisz. Ty, ja ani nikt inny nie bije tak mocno, jak życie. Ale nie chodzi o to, jak mocno bijesz. Chodzi o to, jak mocno możesz oberwać i ciągle przeć do przodu. Ile możesz znieść i ciągle przeć do przodu. Tak się zwycięża!
Powiesiłam sobie plakat z filmy Rocky na ścianie w kuchni, fragment widać. Twardym trzeba być! 😀
fot. Patrycja Pioch