15 minut przed snem i dwie drzemki, zaraz po tym, jak rano zadzwoni budzik. Tyle moje. Nie mogę się doczekać. Czekam na te pół godziny, tęsknie. Lubię ciszę. Kiedyś zasypiałam przy radiu, zdarzało się, że nawet przy telewizorze. A teraz słyszę, jak w drugim pokoju moja Córka oddycha.
Sąsiad o północy przesuwa chyba kredens z książkami po podłodze. Sąsiadka słucha radia. Szumią samochody, szumią tramwaje. Ktoś śpiewa na ulicy odurzony alkoholem. A ja właśnie wyłączyłam komputer. Ten moment, gdy mechanizm przestaje szumieć i nastaje cisza…

Myślę. Wtedy właśnie myślę o miłych rzeczach. Chciałabym pojechać do Londynu albo Berlina. Chciałabym dostać kwiaty. Chciałabym zjeść śniadanie na kolację. O, założę tę sukienkę. Ten film był świetny, ale tamten podobał mi się bardziej. Dobrze zrobiłam, że tak zrobiłam. Dziś dałam radę. Jutro też dam.I tak kontynuuje moje jedzenie życia łyżkami, tym razem w myślach.

Kto, jak nie ja, sprawi, że moje życie będzie miłe?

Budzik. Udaję, że śpię, żeby przedłużyć te miłe myśli w głowie. To jak fajny sen, tylko przedłużony niczym espresso. Przewracam go w głowie.Zanim wstanę z łózka prawą nogą, dobrze się nastrajam, choć już widzę, że słońca dziś nie będzie i będę musiała wypić przynajmniej trzy kawy… Ale przecież ja lubię kawę, będzie dobrze, Pryśko!

I to się, moi Drodzy, nazywa szukanie plusów w minusach. Co dla mnie może znaczyć budzik w środku nocy, by pomóc mojej Córce w nocnym przymusowym skorzystaniu z toalety? To, że znowu, gdy odłożę ją do łóżka, zanim znowu zasnę, będę miała te kilka chwil na myślenie tylko o miłych rzeczach.I myślę, i myślę, i myślę.

Tylko o miłych rzeczach! <3