Pamiętam, jak kiedyś spędzałam czas. Kiedy zbyt wiele nie musiałam, gdy studiowałam, pracowałam byle gdzie, albo wcale. Pamiętam te kawy z książkami, poobiednie drzemki, letnie spacery, spotkania i rozmowy. I to, że nigdzie się nie spieszyłam.
Świat przyspieszył we Wrocławiu. Tam zobaczyłam, że bezruch to grzech, że ,,marnujesz się, Dziewczyno!”. Tyle rzeczy do zrobienia, że ja mogę w tym uczestniczyć, że nawet powinnam to robić, przecież się rozwijam, przecież się uczę, przecież to dla mojego dobra. Było mi tam bardzo dobrze.
Wiecie, o czym często myślę? Odkąd jest Ina, właściwie nie miałam przerwy w ,,pracowaniu”. No dobrze, tydzień w szpitalu… bo nie było zasięgu! Ale od kilku dobrych lat jestem bardzo aktywna.
Boję się, że mi coś fajnego przeleci koło nosa, tak jak czas ucieka przez palce. Mam radar nastawiony na możliwości, które (niczym Dr Mario grzybki) zbieram. Wykorzystuję lub nie, częściej tak.
Mam tyle do zrobienia, że nawet długi weekend był przepracowany. Nie chcę tracić czasu, ba! nawet chcę więcej. Moje zaangażowanie i ambicje nie mają wolnego, co zazwyczaj spotyka się z dezaprobatą rodziny, ale jak nie teraz to kiedy? No kiedy? Kiedy będę miała więcej czasu, siły, pomysłów, przyjaciół?
Ale nie w sobotę.
Dawno nie byłam na randce z moją Córką.
Zaliczyłyśmy wszystkie możliwe stacje – shopping, lodziarnia, park, piknik, autobus, las, plaża. Ina na koncie ma 3 gałki lodów, 3 malinowe pomidory i dwa pęcherze na małych, biednych, schodzonych piętach.
I świat się nie zatrzymał, gdy szłyśmy na pieszo przez park. Nie zatrzymał się, gdy za długo czekałyśmy na przystanku, ani wtedy, gdy Inula nie mogła usnąć na spacerze, a ja robiłam kilometry nad jeziorem. Nie zerknąwszy ani razu na telefon. Świat się nie zatrzymał, gdy Młoda spała w wózku w ogrodzie, a ja, zamiast komputera, na kolanach trzymałam książkę. Przez 2 godziny! W tym czasie mogłam TYLE zrobić, a zrobiłam tak niewiele – przeczytałam pół książki, wyciszyłam się, posłuchałam ptaków, przemyślałam kilka spraw, najadłam się słońca, niczym Stachursky. Świat się nie zatrzymał.
Nie zatrzymał się, a teraz kręci się jeszcze mocniej!
… a dziś rano moja Córa pachniała jak pieczona karkówka. To chyba ten detoks.