Robimy masę błędów. Nie dotrzymujemy słowa, oczywiście sobie samym. Zapominamy, albo nam się po prostu nie chce. Brakuje nam sił, by trzymać się zasad, których chcemy się trzymać. Dajemy się ponieść lenistwu.To oczywiście nie zmienia faktu, że w tym samym czasie jesteśmy boginiami domowego ogniska i najlepszym matkami na świecie. Boskość mamy w DNA. I jesteśmy silnie utalentowane, po prostu.

Ile razy robiłam sobie ,,postanowienie”, że będę Inę smarowała kremem po kąpieli. Milion. I myljon razy poległam.
Obiecywałam sobie, że będę oazą spokoju i bastionem cierpliwości. Do pierwszej migreny, gdy w myślach krzyczałam ,,ZAMKNIJ SIĘ!”, bo Ina, zamiast spać, śpiewała. A potem płakała, a potem znowu śpiewała, by znowu się rozpłakać, a raczej drzeć. A ja razem z nią…
Nie czytam Inie do snu tak często, jak sobie i jej obiecywałam. Najczęściej włączam kołysanki i obie zasypiamy mocno przytulone. Ale to chyba całkiem nieźle, co?Ile razy w myślach gotowałam kaszę jaglaną, a zamiast niej do garnka wędrowały parówki 🙂

Zgrzeszyłam brakiem konsekwencji, cierpliwości i wyobraźni. Nadrabiam tym, że cokolwiek się wydarzy, gdziekolwiek nie będziemy, to Ona jest i będzie dla mnie najważniejsza, a moje wybory będą zawsze podejmowane z myślą o Niej. Choćby nie wiem, jak serce się rwało.

Ile razy zgrzeszyłam? Kurczę, zabrakłoby palców u rąk 🙂

Ale… czuję się totalnie rozgrzeszona. Bo choć robię błąd za błędem i uczę się na niej, jak być mamą, to kocham nad życie.

PS Dziś na 100% posmaruję Inę kremem. Bankowo! I poczytam!