To żadna ironia. Naprawde uwazam, że nam to dobrze. Mamy mieszkanie, auto, pracę. Najwazniejsze jednak, że mamy zdrowe dziecko, które jest dla nas ,,łaskawe” 😉 
Skąd ta myśl? Opowieści mojej Mamy dają do myślenia. Grudzień 1985 – rodzimy się my. Podwójna odpowiedzialnośc i czas dzielony na dwa. 1986 rok – mieszkamy we czwórkę na 10 metrach, na strychu. Płaczemy pół roku na zmianę, nie dając rodzicom spać. Mama karmi na piersią tylko 2 miesiące, bo zapalenie skutecznie przerywa cały piekny proces. No i co dalej – dwoje dzieci, zakupy na kartki i pytanie: skąd wziąć mleko w proszku w nocy, gdy w aptekach są na zapisy, na zamówienie? Gen kombinatorski zadziałał i, jak widać, żyjemy i mamy się dobrze 🙂

4 pietro, bez windy. Trzeba podwójny wózek wnieść i znieść, dwoje dzieci wnieść i znieść. 
Nie ma kasy, a jak jest to w sklepach nic nie ma. A jak już coś jest, to problem – kartki na buty są, ale tylko na jedną dziecięcą parę. A dzieci jest dwoje…i co teraz?
Pewnie takich opowieści jest milion i każda z naszych mam może podzielić się historiami, które nam by zmroziły krew w żyłach. 
Czuję się szczęściarą, że zamiast sobie wypruwać żyły i martwić dzień i noc ,,co dalej?”, mogę patrzeć na spokojne, śpiące dziecko. Ze świadomością, że w razie czego damy radę szybko i sprawnie, bo… wszystko, co nam potrzeba,  mamy!  A nawet i więcej…
Uff… wdzięczność, pokora i szczęście, to moje hasła dnia!