Byłabym patologicznym dzieckiem patologicznych rodziców, pozwalających wychodzić na dwór przed i zaraz po obiedzie, bez gps-a w tyłku, bez smyczy, bez obaw, za to z parówką i bułką w łapie. To byłby mój kapitał, wtedy. Tak myślę.

Towarzyszka Matka, towarzyszka Blogerka, towarzyszka mieszkanka Gdańska. Oczywiście popieram, jak najbardziej zresztą, tradycyjny model rodziny, znam swoje miejsce, pozycję. Nie skacze mi ciśnienie, stresów brak, moje dziecko  ma zagwarantowane miejsce w żłobku, wedle komunistycznych postulatów o równości. I wedle idei, by pomóc mi, matce, podjąć aktywną i wydajną pracę zawodową. Wiecie, Polska Rzeczpospolita Ludowa umacnia w społeczeństwie pozycję kobiet, zwłaszcza matek i kobiet pracujących zawodowo.
Trenuję multitasking, łącząc bycie perfekcyjną panią domu i wytrwałą feministką, jeszcze trochę zagubioną, ale zawsze wytrwałą, przynajmniej, gdy jestem sama w domu.  Marzę o wczasach Czechosłowacji, tureckim swetrze i trwałej.  Na razie po kryjomu żuję zachodnią gumę i przeglądam burdę czekając z obiadem na towarzysza męża.
Jestem w zupełnie dobrym stanie, lepszym, niż cały kraj… Polska w stanie wojennym, a ja to stanie trenuję co dnia. Stoję głównie w kolejkach rozmaitych, z elementem zaskoczenia.
Grywalizacja pierwsza klasa, tyle że w chińczyka i to nie my rzucamy
kostką. Nigdy nie wiesz, co dziś cię spotka, z czym do domu wrócisz.
Może z wołowina, a może ze smalcem. A co na obiad? Kopytka na przykład, kotlety z ziemniaków na przykład, placki ziemniaczane, kiszona kapusta. Czym chata bogata.
Żyję na kartki. Kartki, dużo kartek. Co z tego, że są kartki, jak złotówek nie ma. Dobrze, że park nie jest na kartki, jesień nie jest na kartki, wieczór nie jest na kartki. Dziecko też nie jest na kartki.  Więc nie protestuję, jak inni, bo to, na czym mi zależy, jest w moich rękach, a dokładniej, trzymam to za kaptur.
Już niedługo pewnie usiądę przy okrągłym stole, herbatę w szklance wypiję, będzie dobrze. Dobranoc, do jutra!

 

* lata 70-te według Tekstualnej KLIK