Ina powiedziała dziś: mamo zobacz, jaki nasz dom jest duży. I zrobiła taki szeroki gest ramieniem, jakby chciała pokazać ,,to całe pole jest nasze”. Powiedziałam tylko, że ma racje. Bo ma. Nie wiem, ile metrów ma nasze aktualne miejsce na ziemi, ale mieści wszystko.

Mieści popcorn o nieprzyzwoitej godzinie 9:30 rano.
Mieści mój porządek i jej bałagan. Mieści moje nieposkładane ubrania i złożone przez nią w kostkę kuchenne ścierki.
Mieści moje 30, a jej 3.
Mieści jej westchnienie ,,oj, mamo”, gdy mi się coś wyleje i moje ,,Inulaaaa”, gdy rozsypia cukier na podłogę.
Mieści wciąż tę samą bajkę na dobranoc, czyli 101 dalmatyńczyków.
Mieści niesubordynacje, niecierpliwość, zmęczenie i brak mocy przerobowych.
Mieści nieustające wyznania miłości. Oklaski, owacje i wieczny doping.
Mieści  hałas trzylatki i ciszę trzydziestolatki, gdy ta pierwsza śpi.
Mieści naszą potrzebę odrębności i spanie w jednym łóżku od czasu do czasu.
Mieści jej kąpiele z pianą i moje krótkie prysznice.

Tam twój dom, gdzie wieszasz zdjęcia bliskich na ścianach i do którego zaczynasz kupować używane naczynia na targach staroci.

Jak już siedzimy trochę przymusowo w tym domu (co to jest ta bostonka ja się pytam), dobrze, jeśli mamy z tego choć odrobinę przyjemności.  Od życia nam się coś należy, jak psu buda, a kobiecie kieliszek wina.  Ja mam swój parapet w kuchni i swoje neony za oknem. Ina ma swój parapet w dużym pokoju, przy którym zamienia się w rasowego poduszkowca*. I niby trochę się przelewamy, odbijamy się od ścian sprawdzając, jak bardzo ten dom nas pomieści, niby się nudzimy, niby czekamy do wiosny… ale chyba się cieszymy z tych dwóch pokoi, pomalowanych farbami plakatowymi ścian i nawet z tej pomazanej czerwonym flamastrem kanapy. Dywan też im bardziej brudny tym bardziej wesoły jest. No jak z dziećmi 🙂

*poduszkowiec, czyli osoba, która pół dnia spędza na parapecie z opartymi o poduszkę łokciami i tworzy jednoosobowy patrol uliczny.

<3