Moja Córka to nie jest moje lustrzane odbicie, choć odbija wszystko, co jest we mnie.
Jak
nauczyć dziecko, by kochało siebie, skoro ja tego sama nie umiem? Jak
nauczyć ją samoakceptacji, skoro ja mam z tym ogromny problem? 
https://www.tekstualna.pl/2016/02/jak-nauczyc-dziecko-miosci-do-samego.html

Inula to ukochany gałgan. Jest tak urocza, że wszystko uchodzi jej na
sucho. Jest rezolutna, bystra, przekorna. Śmiało przekracza swoje
bariery, zachęcana  przez nas sama poznaje nowe osoby. Lubi być w
centrum uwagi, śmieję się, że po Basi ma gen Zbigniewa Wodeckiego –
scena jest jej!

Moja Córka ma trzy latka. Policzki, które
chciałoby się zjeść, mocne nóżki i okrągły brzuszek. Na plecach ma małą
czarną kropeczką, tak jak ja prawie wszędzie. Ma włoski koloru toffi,
oczy po moim Tacie i tak samo jak on marszczy brwi. Ma śmieszne
paznokcie u stóp i ząbki po swoim wujku Sewerynie. Ma tłuste łapki i
najdłuższe rzęsy na świecie. Pachnie jak plaża w lipcu, śpiewa głośno,
rechocze jak pan spod monopolowego.

Jest różnorodna, kolorowa.
Jest dziewczęcym łobuziakiem i Księżniczką Inulką z guzem na kolanie. I
tak, gdy na nią patrzę, bardzo chciałabym…

Chciałabym, by zawsze czuła, że to, jaka jest, jest ok.
Chciałabym,
by patrzyła na siebie tak, jak teraz. W szlafroczku z Peppą, z kapturem
z koroną. Chciałabym, by uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze
teraz, gdy ma 5, 10, 18 lat.
Chciałabym, by opinia innych, na
przykład o jej wyglądzie, nie definiowała tego, jak na siebie patrzy.
Chciałabym, by czuła się piękna, tak jak teraz. Stoi przed lustrem w
stroju księżniczki i patrzy na siebie z zachwytem. Żeby tak zostało!
Chciałabym,
by szukała w sobie rozwiązań, nie przeszkód. By kombinowała, co zrobić
mając taki zestaw cech, a nie rezygnowała skupiając się na tym, czego
jej brakuje.
Chciałabym, by wartości szukała w sobie, wewnątrz, nie u innych, w oczach kolegów, na sklepowych półkach, w reklamach.
Chciałabym, by nie wygląd, a wnętrze było u niej na pierwszym miejscu.
Jak
mogę to zrobić, gdy sama walczę ze sobą codziennie? Gdy to, że wyglądam
nieszczególnie realnie odbija się na moim samopoczuciu. Jak pokazać
jej, że opinia innych nie jest najważniejsza, skoro, przyznam, dotykają
mnie czasem słowa innych?
Chciałabym skupić się na tym, by dać
Inie przykład. Więc działam korzystając z tego, co już mam. Uśmiecham
się do lustra, choć ze stresu mam połowę cieńszy kucyk, a rozstępy po
ciąży rzucają mi się w oczy częściej niż bym chciała. Jem zdrowo, a Ina
razem ze mną. Pracuję nad sobą, by Ina widziała, że warto, że można, że
tak trzeba.
A wiecie, co mnie skłoniło, do napisania
tego posta? Co jakiś czas bawimy się w królewny. Ina zakłada fioletową
kieckę z falbankami, plastikową koronę, a ja wtedy kłaniam się w pas i
mówię:
– Dzień dobry, Księżniczko Inulko, co dziś będziemy robić?
A ona odpowiada:
– Kisiel i budyń.
I zabawa jest przednia, moja Córka z godnością kroczy w sukience, kłania się, tańcuje.
Kilka godzin później mówię do mojej Iny:
– Jak Ci mija dzień, Księżniczko Inulko?
A ona, ubrana w dresik z kotkiem, ze smutną minką odpowiada:
– Nie jestem księżniczką, nie mam sukienki…
I
ja bym bardzo chciała, by Ina, właśnie ta z włoskami koloru musu
jabłkowego, z rumianymi policzkami, ze zwinnymi łapkami i mocnym głosem,
w sukience czy nie, zawsze była księżniczką. Już moja w tym głowa!

fot. Michalina Pryśko