Czasem trzeba odpuścić. Ze strachem w oczach, ze zrezygnowaniem. 
Ciągle w głowie mam zdanie, by nic nie robić za dziecko. Z nim, ale nie za nie. Dla świętego spokoju łamię tę zasadę, z wygodny, w pośpiechu.

https://www.tekstualna.pl/2014/09/dziecko-uwazaj.html

Przecież to maleństwo. Przecież to wiem. Najchętniej kupiłabym ,,smycz” dla Iny, żeby mi nie odbiegła. Widziałam takie w Anglii, wyglądały fajnie. Widziałam takie w Polsce, gdy pijana matka targała małego synka po ulicy. Na smyczy takiej, jak dla kota. Taki dylemat…

Ściągam kochane 10kg ze stołu 20 razy dziennie. Choć najchętniej popatrzyłabym, jak sobie radzi, jak śmiesznie tańczy na środku stołu, jak się gramoli. Ale nie zrobię tego, choć nie mam kuli, potrafię przewidywać. I nie jest to do mnie podobne, ale staram się mieć oczy na około głowy.
Połowa mnie pozwoliłaby Inie poznawać świat na własną rękę. Niech się wdrapuje – spadnie, to się nauczy. Niech dotknie, choć gorące. Niech podejdzie bliżej. Ale najczęściej trzymam za kaptur, za rękaw. Przesuwam krzesła, asekuruję. Jestem, choć staram się, by miala poczucie, że jednak ona sama decyduje o sobie. To małe 1,5 roczne dziecko przyprawia mnie o szybszy puls, gdy podchodzi do barierki. Moja ręka przygotowana jest do akcji. Mój umysł w gotowości.
Pozwalam mojej małej Inie na samodzielność. Na razie i ona pozwala mi trzymać się za kurtkę, gdy patrzy na rzekę.  Pewnie z roku na rok ten uścisk będzie coraz lżejszy i nie z mojej inicjatywy. Boimy się o nią, ale przecież jakoś musi uczyć się świata?
kurtka i spodnie: Grain De Chic / czapka: H&M / szalik: hand made / buty: allegro