Myślałam, że jest jakaś 4:00, max 4:30. Głucha, głęboka, ciemna noc, a nade mną różowy miś, roztrzepany i nad wyraz obudzony. – Jezu najsłodszy, jeszcze 15 minut – pomyślałam sobie. – A może tak trochę dłużej, ty mała, ukochana, ulubiona, wyspana istoto?
https://www.tekstualna.pl/2016/01/a-moze-tak-troche-duzej.html

Naprawdę chciałam włączyć Jej bajkę,
odwrócić się na drugi bok i przeleżeć do momentu, gdy będzie jasno.
Zgrzeszyłam tylko myślą, zaniedbaniem już nie, bo się dobudziłam
nadprzyrodzoną siłą woli. Wyobraziłam sobie, że jestem nieskalanym
nerwami wodospadem świeżej kawy. Z mlekiem. Potem wdałam się w dyskusje z
przemądrzałą, najsłodszą trzylatką i poszłam ugotować parówkę.
Włączyłam gaz, biegiem wróciłam do ciepłego łóżka i pomyślałam, że
fajnie byłoby przedłużyć tę chwilę. Może dlatego siedziałyśmy w piżamach
do 10:00?
Im
Ina jest starsza, tym bardziej mam ochotę ją zjeść. Może trochę dłużej
będzie taka do schrupania, taka zaskakująca z tymi swoimi przemyśleniami
mówionymi prawie idealną polszczyzną? A gdyby to ciałko malutkie było
jeszcze przez chwilę takie pulchne i miękkie, i inulkowe? 
Tak
mi było dziś dobrze. A gdyby tak… gdyby tak przedłużyć weekend? Nie,
chyba nie… Chciałabym. Tak znowu wstać bez włączania kolejnej
ajfonowej drzemki. Tak znowu jeść razem śniadanie w łóżku (niedobra,
niedobra Monika. Nio, nio, nio, okruchy precz!) i zaczynać dzień przed
południem. 
I gdyby można było na pstryknięcie palców przeciągnąć te momenty, te warte zapamiętania, ale też te, które chce się przeżywać, nie nagrywać telefonem? To, gdy Inie zamykały się oczy w tramwaju i z uporem twierdziła, że nie chce jej się spać. Albo gdy wszyscy pasażerowie (i kierowca też) w tramwaju machali do niej i uśmiechali się, tylko dlatego, że szła obok i się śmiała? Tak po prostu, mała zaraza dobrego nastroju. Jak ,,dzień dobry”, gdy wchodzisz do pokoju pełnego obcych ludzi, jak 1zł od kogoś obcego, gdy brakuje Ci do ulubionej czekolady, jak kwiaty od nieznajomego i dodatkowe ciastko do latte w kawiarni.
I te ,,oj mamoooooooo”, gdy coś mi się wysypie, albo ,,truuudnooo”, gdy pomaże flamastrem fajną, szałową koszulkę z kotkiem. 
I te stopy na parkiecie w środku nocy, biegnące do mamy, by w końcu zasnąć twardym snem. Przecież ja lubię to wspólne spanie. Jeszcze trochę na pewno będę lubić, niech to trwa….
Czy te ,,ocham cię, mamo” może trwać trochę dłużej? Oby to ,,k” nie pojawiło się zbyt szybko, proszę. 

Bo ja jeszcze się nią nie nacieszyłam. Nie nacieszyłam się tą dzisiejszą małą dziewczynką, która już dawno śpi i już tej dzisiejszej nie będzie. Jutro będzie inna, nowa. Trochę taka sama, ale przeczuwam już to ,,k” przed ,,ocham ciebie”. Jeszcze go tam nie ma, ale już czuję…