Uważam, że to najlepsze połączenie, jakie może być. Z jednej
strony stała praca, stałe zlecenie, bez względu na formę umowy itp. Z drugiej –
nieograniczona wręcz możliwość pracy zdalnej, szukania nowych zleceń, wyzwań.

W kontekście przyszłej mamy nadal uważam, że to jest dobre
wyjście. Jednak wiem, że mądra mama po szkodzie, czyli o to, by teraz było
fajnie, powinno się zadbać jeszcze przed ciążą.
Będąc już w ciąży można sobie samemu formować proporcje:

  • Czuję się rewelacyjnie, ciągnę i etat, i inne zlecenia. Jestem niezastąpiona,
    a energią przerażam nawet samą siebie.
  • Ok, teraz czuję się gorzej, więc umawiam się z szefem na pracę zdalną, z
    domu. Jak poczuję się lepiej, stawię się w biurze. 
  • Czuję się dobrze, więc pracuje w biurze, ale odpuszczam sobie inne zlecenia. 
  • Nie czuję się dobrze, wiec zawieszam współpracę z szefem na czas
    nieokreślony, ale nie palę za sobą mostów – stawiam jasno sytuację: jestem w
    ciąży i nie stać mnie na danie z siebie 100%. Dam znać za kilka tygodni lub
    miesięcy. 
  • Moje samopoczucie pozwala dawać mi z siebie tylko 40%, także rezygnuję z
    etatu i pilnuję jedynie innych zleceń. 
  • Czuję się koszmarnie, więc nawet nie loguję się na pocztę. Uprzedziłam
    zleceniodawców, że w najbliższym czasie nie będę dostępna. Odpoczywam. 

I co Wy na to? Dobre rozwiązanie?