Jesienno-zimowe spacery robią mi dobrze. Wgłębiam się w swoje ja i umacniam się wewnętrznie, jak mantrę powtarzam za The Pointer Sisters: I’m so excited! i daję się ponieść na dobre 5 kilometrów, wzdłuż przystani Żabi Kruk. Widzicie, tak też można opisać spacery z Iną i słuchanie chillowej muzyki na mp3 🙂
Jest zima, błagam, nie oszukujmy się!
Codziennie wstaję z myślą, że to będzie cholernie dobry dzień i zabiję, jeśli ktoś mi popsuje humor. W ciągu dnia są chwile, gdy jestem i zen, i tao, i latte, często jednak zliczam w głowie paragrafy i łączną sumę lat, jaką przyszłoby mi siedzieć. Na szczęście na groźbach niekaralnych się kończy i wciąż cieszę się pogodą ducha i czystym sumieniem oraz kartoteką.
Kształtuję swój charakter. Antystresową piłką staje się Ina, którą ściskam i tarmoszę, i wacham, i całuję. Stres, niczym mały głód, wylatuje przez okno. Ten mały Flun… Gdy mój anty-stres odpoczywa od nadmiaru matczynych uczuć, matka, czyli ja, inaczej sobie radzi. To nie tak, że kobieta idzie na zakupy, by sie dowiedzieć, czego jej brakuje…
Wczoraj kupiłam kurtkę, która została chyba zrobiona ze starego wojskowego namiotu, ma świetny zielony kolor i skórzane troczki. Jest wielka. I z upodobaniem się w niej dziś utopiłam na spacerze z Córą. Odziana w plandekę i kalosze czułam, że jestem zwycięzcą. Do tego koniecznie muza na uszach. Nie, już nie folder nazwany kiedyś ,,discojambo”, by mi sie dobrze z wózkiem na spacerniaku podskakiwało. Teraz to chill, muza wgrana na smartfonie. W domu też – Twój Styl, kawo-kakao. Rządze, zdecydowanie. Jestem panią swego zimowego spokoju.
Ave ja, ave Tekstualna, ave kakao, ave herbata z cytryną, ave wygodny materac, ave ciepły koc, ave Tatowy, ave Gdańsk. Ave Inulka!