Kiedyś spaliśmy do 8:00. Spaliśmy też do 7:30, a czasem i do 7:00. A teraz, moi drodzy, śpimy do 5:45. Rano.

https://www.tekstualna.pl/2014/05/wspolne-poranki.html

2 tygodnie temu, myśląc, że to przebłysk geniuszu, dawaliśmy Inie pajdę chleba i szliśmy dalej spać. Pragnę jeszcze dodać, iż poranki były na bogato okraszone jej piskiem, głodne dziecko było. Więc my spaliśmy, a ona jadła. Potem szła sobie gdzieś i na przykład wyjmowała garnki z dolnej szuflady w kuchni, albo wszystkie swoje ciuchy wyrzucała na środek salonu.
Otwierałam oczy i pierwsze, co robiłam, to szacowałam straty. I strzepywałam okruchy, które niemiłosiernie wbijały mi się w poranny, niewyspany tyłek – Ina jadła sobie jak księżna w łożu.
Męczyło mnie to strasznie, bo nic tak nie wkurza, jak przerywany sen. No więc zmieniłam taktykę. Tata śpi jeszcze, a my…
A my jemy wczesnoporanne pierwsze śniadanie, układamy klocki, dokonujemy zmiany odzienia z nocnego na dzienne, pijemy herbatę, rozmawiamy, oglądamy bajkę, czytamy bajkę, zaglądamy do taty, czy jeszcze śpi, wracamy biegiem do kuchni, robimy samolot i gilgotki…I znalazłam sposób na to, by spędzać więcej czasu z Iną, tylko we dwie. 90minut rano, codziennie. I już nawet nie mam odruchu, by położyć poduszkę na głowę i nie słyszeć i nie musieć nic. Wstaję z przyjemnością, bez trzeciej czy czwartej drzemki 😉

A tata wtedy śpi 🙂