Czekając dziś na pociąg do Olsztyna oglądałam na peronowych ekranach jakiś serwis informatyczny. Nie wiem, jaki. Wiem za to, że kilkadziesiąt osób oglądało brutalne sceny z ulic w różnych miejscach na świecie, ale z tego roku, z ostatnich kilku tygodni. Szum, krzyki, bicie, grymasy na twarzach, krew, szarpanina, kurz. Ból.
A dziś 11.11.
Moja prywatna wolność zaczyna się od odwrócenia wzroku. Albo wyłączenia telewizora, przyznania się do tego, że nie wiem. Nie znam szczegołów, za bardzo nie wiem, kto z kim, za ile. Przyznania się, że nie mam na to siły i przepraszam, ale pozwolę sobie zająć myśli czymś innym. Ina, chcesz wody?
Moja wolność to prawie czteroletnia dziewczynka. Wierzę w nią bardzo. Moja nadzieja, moja miłość.
Moja wolność…
To wchodzenie codziennie na 3 piętro i otwieranie drzwi starym kluczem.
To praca, do której chcę codziennie chodzić. Nie muszę, chcę.
To muzyka, której słucham wieczorem i masło, którym smaruję chleb.
To lekką ręką wydane pieniądze.
To ,,nie”, gdy chcę powiedzieć ,,nie” i ,,tak”, gdy chcę powiedzieć ,,tak”.
To bycie silną, bo tak wybrałam.
To przyznanie przed sobą, że szczęście bywa, a nie jest.
To brak telewizora.
To odpuszczenie tej idealnej Monice, której nigdy nie było i nie będzie.
Moja wolność to spokój, zaraz po tym, gdy za tym zdaniem postawię kropkę.