Pokazuje buzię Iny w Internecie. Na blogu i na Facebooku. Nie mam z tym większego problemu, choć raczej nie zdecyduję sie, by pokazac na przykład jej pupę. Ale z drugiej strony pewnie miałabym to gdzieś, gdyby nie publiczna debata. 
Mam zdjęcia, na których na golasa biegam z kuzynkami czy kapię się w dużej wannie pod koniec lat 80-tych. I nie mam do rodziców żalu, że te zdjęcia sobie oglada kto chce. Fajne są. Nie czuję, że muszę z tym iść do psychologa. Śpię dobrze.

 

Może zanim zabrnę dalej powiem, że szanuję blogerki, które nie pokazują buź swoich dzieci (czółko, Hafijko), ale też puszczam oko do Olgi, która nie ma problemu z golaśną, plażowa pupką swojego Bruna. Bo nie ma się czego wstydzić 🙂
Kiedyś ktoś miły, komu zabrakło w komentarzach argumentów, zapytał, czy nie boję się pedofila. Boję się, tak samo jak wąglika, węży i Urzędu Skarbowego. Ale jeśli chciałabym moją Córę uchronić przed dosłownie wszystkim, zapuściłabym jej długi, słowiański warkocz, zamknęła w wieży i nazwała Roszpunka.

To by się wiązało z wypisaniem wszystkich niebezpieczeństw czyhających na Inę. Czasem im mniej wiemy, tym lepiej.

Zdjęcia, które się tu pojawiają, nie mogą być wykorzystywane bez naszej wiedzy i zgody. Każdy może je natomiast oglądać. W ogladaniu nie ma nic złego i na tym poprzestanę.

Wiem, że część z Was powie, że to może źle skutkować w przyszłości, gdy Ina będzie większa, a rówieśnicy i ich rodzice może kiedyś bloga znajdą i przeczytają co nieco.  Mam jednak nadzieję, że Ina nie będzie miała powodu, by się wstydzić.

Gdzie kończy sie granica dobrego smaku? Do którego momentu pokazywanie dziecka jest zdrowe, a kiedy już nie?