To nie tak, że wszystko mnie irytuje.
Zastanawia mnie tylko sens niektórych tematów w szkole rodzenia. Wiadomo – oddychanie przeponą, rola faceta podczas porodu, masaże, ćwiczenia, znów oddychanie itp.

Temat nr 1 – pozycje wertykalne. Brzmi smacznie. Brzmi wiarygodnie. Myślę sobie – bosko.  I pewnie nie mi jednej przyszło, zupełnie bez sensu, do głowy, by wykorzystać którąś z pozycji w czasie porodu. A za chwilę pani położna prostuje, że I TAK Polska to nie Ameryka i rzadko który szpital pozwala na takie fiki miki. To po cholerę to wszystko, skoro w Gdańsku żaden szpital (z tego, co słyszałam) nie jest przygotowany na inną opcję porodu, niż pozycja horyzontalna, czyli łózko i do przodu? Że jak się chce rodzić na czworakach to karimatę trzeba sobie przynieść? Że podczas MOJEGO porodu najważniejsza jest i tak wygoda położnej, która wcale nie ma ochoty okazać choć odrobiny empatii? Dobrze, że choć mąż jest za darmo i nie trzeba go wypożyczać, żeby móc go sobie potrzymać…

Dobrze, że rodzę w Olsztynie!

Temat nr 2 – znieczulenie. Ciąża to nie choroba, a poród to nie koniec świata. Ale, ale, jest wiele metod, by ulżyć kobiecie. Tensy, gazy, masaże, baseny i inne cuda. Co z tego, skoro I TAK w większości szpitali takich bajerów nie ma, za ZOP trzeba słono płacić. A jak nie ma się ochoty na zastrzyk w kręgosłup, to zostaje tylko chyba się napić wódki. 

Ogólnie jak słyszę to, co czasem słyszę, to mi sie nóż w kieszeni otwiera. A niech mi któraś podskoczy… 😛