Nie, nie, nie! 
Nie dość, że tego nie rozumiem, to zwyczajnie
nie podoba mi się. 
Nie widzę swojej Córy w żywym różu. Różowy to taki perfidny,
wielce wymowny kolor. Źle mi się kojarzy – z tipsem, Dodą i dyskoteką w
remizie. Wybaczcie, ale dla mnie różowy w
nadmiarze
jest po prostu obciachowy 🙂
Na Boga, chyba nie myślicie, że tożsamość dziecka,
seksualność, identyfikowanie się z otoczeniem jest lub będzie uzależnione od
koloru ubrań. Przecież to śmieszne. A takie atrakcyjne treści można znaleźć w
Internecie…


1 // 2 // 3 // 4 // 5 // 6 // 7 // 8 // 9

Przeczytałam też gdzieś, że podział na dwa kolory –
niebieskie i różowy – pomaga dzieciom zrozumieć schemat, który rządzi tym
naszym światem 🙂 i
że przeciwstawiając się temu ogólnie przyjętemu wzorcowi, możemy narazić nasze
dziecko na odrzucenie. Bo 90% dziewczynek będzie odziane w hello kitty, a moja
córa będzie miała koszulkę z batmanem. No błagam! 
Mdli mnie na widok serduszek, Barbie, hello kitty,
diamencików i innych przesłodzonych popierdółek. 
Czyżby pójście na łatwiznę i niedocenianie
klientów-rodziców? W sklepie do wyboru są trzy kolory – biały, różowy i
błękitny. Już nawet machinalnie rodzice chłopców sięgają po niebieski. Bo nie
mają wyboru. Z dziewczynkami lepiej… ale stereotypy wciąż płyną w naszej krwi.
Gdzie inne kolory?
A Wy co sądzicie? Ubrałybyście lub ubieracie córki w różowy
bo lubicie, czy po prostu nie macie wyboru? 
PS: jak mi się to podoba…!!!