Wczoraj byłam na randce. Takiej najprawdziwszej, z jedzeniem i deserem. Na koniec usłyszałam też cud miód słowa ,,było świetnie, zadzwonię…”
Miałam wychodne na 3 godziny. Równo 3 godziny. Zrobiłam nawet oko. Moją parą była Martyna, zwana Rudexem (nie wiem czemu…), która jest wiecznie nienajedzoną plotkarą, a jej blog Bread Pitt to potwierdza doskonale. Muszę się jej trzymać, bo zna fajne miejsca w Trójmieście…obiecała nawet, że zabierze mnie na całonocne balety, wraz z nocowaniem. Cytuję – ,,ja ci jeszcze pokażę, jak się baluje!”
Nasza randka na początku była nieśmiała, nieco się krygowałyśmy, próbując odgadnąć intencję drugiej strony… czy to będzie tylko obiad, czy może obiad ze śniadaniem?
– wybierz, co zjemy
– nie, ty wybierz, gdzie idziemy
– mi obojętnie
– ja się dostosuję, wybieraj
– ja nie wiem, nie jestem z Gdańska 🙂
Wybrałyśmy w końcu fajną restaurację 24 Dania, na ulicy Piwnej 16. Było bardzo miło i bardzo smacznie. Ciągle się zastanawiałam, skąd znam kelnera… 🙂
Potem, bo randka to randka, poszłyśmy na lody (Randka bez loda? To nie randka!) do Grycana. Było tak słodko, aż trzeszczało w zębach 🙂
Dzięki, Ruda, nie jesteś aż tak wredna, jak by się wydawało 😛