Nie zauważyłam, kiedy tempo życia drastycznie przyspieszyło. Panie, to był moment! Ale to nie wszystko. Poczułam się otwarta 24h jak monopolowy, w tygodniu i w weekendy. Pod ręką, jak pizza na telefon, jak placek na grubym cieście. Wystarczy jeden dźwięk, głupawa melodyjka, a ja rzucam wszystko.
Nie chodzi mi nawet o to, że to jest złe, niezdrowe, wpisz dowolną odpowiedź. Chodzi o mój czas. O moją uwagę. Jak nie odpisuje na fb, to dostaję sms. Jak nie sms, to dzwonek. A potem telefon, potem znowu sms i mejl o treści – bardzo nieładnie, że nie odpisałaś. Miałam cię za inną osobę. Jaką? W niewoli?
Cisza. Kiedy ostatnio słyszeliście… ciszę? I noc, którą można oszukać. Wystarcz zapalić jarzeniówkę. Internet jest 24h. My jesteśmy dostępni też 24h, przebudzamy się, gdy dostajemy sms, powiadomienie. Nie gadajmy o FOMO, o uzależnieniu, że kiedyś to było inaczej. Ale może o odpoczynku. Ciszy właśnie. O relaksie, czytaniu książek, na których coraz rzadziej umiemy się skupić. Pogadajmy o jedzeniu i tylko jedzeniu – a nie jedzeniu i pisaniu czy sprawdzaniu Instagrama. O patrzeniu w oczy.
Żeby nie było – ja też to robię. Serio. Mam przyrośnięty telefon do ręki. Ale zaczyna mnie już on boleć. Wstyd mi, gdy moja ręka bezwiednie sięga po telefon w kieszeni, by upewnić się, że wiem wszystko.
Ale coraz częściej łapię się na tym, że zostawiam telefon w kieszeni płaszcza. W szafce w szatni. ,,Zapominam” go, gdy idę po Córkę do przedszkola. Chowam go głęboko w plecaku, gdy idziemy na spacer. To jest nawet proste i nie boli. Okazuje się, że przez godzinę czy dwie, świat się nie zawalił. Nic się nie stało. Nic mnie, o dziwo, nie ominęło. Żyję. Jestem szczęśliwsza o dwie godziny!
Potrzebuję oddechu. Nudy. To chyba przez to.
Wyobraźcie sobie świat, w którym wszyscy idą spać po zmroku. I wstają o świcie. Świat, w którym czyta się książki, chodzi na spacery, słucha muzyki. Pracuje od do, ale nie przy komputerze. Aha. Nie ma Internetu. A to chyba warto zaznaczyć. Ja sobie tego nie wyobrażam. A jednocześnie zastanawiam się, kiedy przekroczyłam granicę. Przecież Internet był 10, 15 lat temu. A nie można żyć bez telefonu dosłownie od kilku.
Nie chcę być dostępna 24h. Jak pizza na telefon. Nie chcę reagować na każdy impuls wysyłany z telefonu. Nie chcę być pod ręką, choć jestem daleko. Chcę mieć wybór, żeby mnie nie było. Nie chcę się zastanawiać, czy ktoś widzi, że jestem dostępna na fejsie. Nie chcę się ukrywać. Chcę móc wybrać, na co poświęcę czas. I nie chcę się zastanawiać, czy komuś będzie przykro czy nie, i czy sobie coś pomyśli. A może nawet obrazi. I nie chcę przepraszać znowu ,,przepraszam, że mnie nie było, ale…”. Nie ma żadnego ale. Jestem ja.
Nie chcę być jak pizza na telefon
Bo przecież może mnie nie być. Choćby i tydzień. Nawet, gdy mam konta na wszystkich portalach społecznościowych tego świata. Nawet, gdy mam trzy telefony i dziesięć mejli. Może mnie nie być.
Czuję presję. I coraz częściej olewam. Nie ma mnie. Jak czegoś nie muszę robić, nie robię tego. Jak nie muszę odpisywać, nie odpisuję. Jak nie muszę sprawdzać, nie sprawdzam. Jak nie muszę czytać, nie czytam. Nie chce mi się, nie mam siły. NIE MAM OCHOTY. Nie chcę kierować uwagi na milion ważnych spraw, ale ważnych według cudzego klucza, nie mojego.
Nie bądźcie dla wszystkich, jak pizza na telefon, o każdej porze dnia i nocy. Dla siebie bądźcie. Świat na Was poczeka, uwierzcie mi.
PS Pamiętam ten dzień z Basią. Byłyśmy trochę oderwane. Trochę poza zasięgiem. Znalazłam dziś te sierpniowe zdjęcia i pomyślałam, że cholera jasna z tym telefonem. Na przykład moja przyjaciółka Justyna od dwóch dni nie ma Internetu. Nie ma jej. I co? I nic, koniec świata znowu nie nadszedł.
Zdjęcia zrobiła Jasińska