Ciąża powoli się kończy. To był i jest dość dziwny czas,
nadal łapię się na tym, że ciąża to abstrakcja. Brzuch to nowość, mimo końcówki
8 miesiąca. Ciąża to nie choroba, to prawda, a ja jestem tego przykładem,
ciągle wszystkim odpowiadając, że czuję się doskonale (choć przyznaję, czasem
na wyrost).
nadal łapię się na tym, że ciąża to abstrakcja. Brzuch to nowość, mimo końcówki
8 miesiąca. Ciąża to nie choroba, to prawda, a ja jestem tego przykładem,
ciągle wszystkim odpowiadając, że czuję się doskonale (choć przyznaję, czasem
na wyrost).
Są rzeczy, które okazały się niezbędne. Oczywiście taką Big
Thing okazała się Moja Mąż, bez którego byłoby bardzo kiepsko, bo kto by mnie
masował? Przemyślałam jednak parę spraw
i spisałam listę rzeczy, które naprawdę pomogły mi w ciąży.
Thing okazała się Moja Mąż, bez którego byłoby bardzo kiepsko, bo kto by mnie
masował? Przemyślałam jednak parę spraw
i spisałam listę rzeczy, które naprawdę pomogły mi w ciąży.
DUSZA
- Święty spokój. Najlepiej w towarzystwie Radio Kolor
(wieczorem), herbaty z malinami i gazety o profilu bardzo kobiecym 🙂 - Internet i blogi, różnorakie. Każdy porządny kop inspiracji
jest na wagę złota. - Nie miałam huśtawek nastroju, bomb emocjonalnych itp. Jak
widać, nutella i vibowit są dobre na wszystko.
CIAŁO
- Drzemka to świetny wynalazek. Na początku ciąży MUSIAŁAM
walnąć się na godzinę po południu, jakby ktoś mnie młotkiem walnął w łeb i
koniec, nie ma mnie. - Dłuższe włosy. Od kilku lat byłam konsekwentna i nosiłam się
a’la rumuński chłopiec, czyli na krótko (ku rozpaczy mojej Mamy i Teściówki,
które widziały mnie przy ołtarzu ze słowiańskim warkoczem na około głowy).
Postanowiłam, że spróbuje je zapuścić, by, jak Ina się urodzi, było mi łatwiej
o siebie zadbać. Okazało się, że w ciąży też to się przydaje, parę spinek i
wyglądam jak człowiek! - Krem na rozstępy to mit nad mitami. Mój tyłek reprezentuje
gatunek zwierzęcy z rodziny tygrysowanych lub zebrowatych. Wprawdzie to mała
cena za zdrowe dziecko, mimo wszystko na moje samopoczucie wpływa pachnący
zwykły krem niż ten super-hiper-wystrzałowy na rozłażący się tyłek. - Plecy bolały mnie przeraźliwie, przez jakieś 6 tygodni.
Dawały mi popalić, jakby drętwiały. Pomagała rolka do likwidacji cellulitu oraz
połączone dwie piłeczki do tenisa. Na szczęście, jak przyszło, tak poszło. - Krem do twarzy Ziaja – z serii Ulga lub 25+. Wchłania się
super, fajnie pachnie, jest mega tani… Najważniejsze, że robi mi dobrze. - Spanie z nadbagażem z przodu nie jest trudne, trudne jest
ułożenie się do snu. Wiem, że są poduszki-rogale, ale ja radzę sobie bez –
wystarczy zwinięty koc, który wkładam między kolana.
JEDZENIE
- Zgaga to jest prawdziwy niefart. Im dalej z tygodniami, tym
bardziej mi dokucza, szczególnie w nocy. Polecam mleko i migdały – wprawdzie
pomagają na jakiś czas, ale przynajmniej dają trochę czasu na zaśnięcie. A jak
już śpię, to zgaga może mi podskoczyć. - Miałyście lub macie jakieś
nietypowe zachcianki? Ostatnio chciałam naciągnąć Marka na chińskie jedzonko,
ale nie dał się nabrać na ,,zachciankę’’.
Ostatnio chodzi za mną arbuz i ananas. Kilka miesięcy temu miałam zrywy
na bułkę z masłem i makrelę wędzoną. Moja mama za to jadła z upodobaniem
grejpfruty, choć przypuszczam, że zbyt dużego wyboru nie miała… a ja jeszcze
lubię pikle z Lidla, czyli buraczki w zalewie. Jem je do wszystkiego. - Kawa tiger z Coffee Heaven/Costy. Ilość
kawy znikoma, za to smak super. Kawa + spacer = rytuał. A rytuały kojarzą się z
czymś dobrym, a to, co dobre, działa uspokajająco i ogólnie fest.
UBRANIE
- Miałam problem z kupnem spodni. Jak widać, warto wierzyć w
cuda. Moje ulubione to tzw. ,,domowy elegancki dresik a’la wyskoczę tylko dowarzywniaka i może spotkam Zakościelnego’’ , który znalazłam w Oysho. Wprawdzie
wybrałam się tam po inny model, ale ten w rozmiarze L nie mógł mi wleźć na
tyłek. Za to ten, co mam, owszem. - Spodnie z tzw. panelem są dobre na syberyjskie mrozy. Wolę
spodnie noszone pod brzuchem. - Powinnam podziękować sieciówkom, które fundują przyszłym
mamom depresję przedporodową związaną z ciuchami. Za co? Za pobudzanie
kreatywności. Bo nic tak nie pobudza do kombinowania, w co się ubrać, jak
tragiczna sklepowa oferta.
Pewnie w międzyczasie było jeszcze kilka sposobów, które pozwoliły mi czuć się git-fit. Zarzućcie swoimi radami albo spostrzeżeniami, może sobie coś więcej przypomnę 🙂 Miłej niedzieli!
PS – jutro wyniki Tekstualnego konkursu z Helionem. Oczekujcie:) A tak w ogóle, to zwycięzcę już mam upatrzonego 😉