Niedziela to taki dziwny dzień, bo jeszcze wstajesz leniwie, ale czujesz już oddech poniedziałku na karku. Jedno jest pewne, dzień święty trzeba święcić, najlepiej goframi z budki na plaży.
Ni cholery nie smakowały tak, jak gofry na nadmorskiej promenadzie, były jakieś zakalcowate i nic a nic nie chrupiące, ale gofry to gofry, głupi ten, który gardzi.
Opowiem Wam, za co lubię tę niedzielę. Tę, która właśnie była.
Moja Ina spała do 8:00. ,,Wow!” chciałoby się krzyknąć, więc śmiało krzyczcie. Jest za co być wdzięcznym. Ta 8:00 to o jedna kawa wypita mniej, w końcu nie trzeba opierać powiek na zapałkach i zwlekać się na śniadanie jak na skazanie. O 10:00 przyjeżdża Milunia. Dzik, czołg, tajfun. Ja najbardziej lubię ,,Dzika”, myślę, że tekst: Jeśli coś Ci w życiu nie idzie i wpadasz pyskiem w błoto, to musisz być jak dzik: pchać to błoto ryjem do przodu!, będzie dla niej idealny. 🙂 Dziewczyny gnają po komnatach w domu Dziadka i Babci, co chwilą słychać ,,Milutka, schodek!” i ,,Mamooooooo” Inulki. Najważniejsze, że coś słychać, bo gdy nie słychać, to znaczy, że zetknęły się ze sobą dwa fronty i następuje wymiana kreatywnych idei zniszczenia na ścianach, dywanach. Nazwijmy to burdelem. Gdy piski i krzyki radości zamieniają się w kłótnie o różowy rydwan apokalipsy, zwany wózkiem dla lalek, wtedy czas na obiad. Rosół, jak przystało na tradycyjny polski dom. Mila je makaron łapami, Ina je z trzech łyżek, bo nigdy nie wiadomo, którą je się najlepiej. Dużą, średnią czy małą. Loteria. I gdy już rozbrykania nadchodzi apogeum, wtedy rzucamy hasło ,,spacer”. Szarańczę wypuszcza się na dwór, jedną na nogach, drugą w wózku, coby łatwiej było opanować. Marchewką na kiju jest tutaj ,,gofr”, słowo klucz, rozumiany w każdym polskim języku, czy to ponad rocznego Dzika, czy 3,5latki. Idziemy zatem dzielnie przez dzielnię. Znaczy tak – kto idzie, ten idzie. Ktoś jedzie, a ktoś jest noszony przez Dziadka. Domyślcie się o kogo chodzi. Docieramy do budki, bierzemy co nasze i dumnie kroczymy dalej.
Po powrocie uruchamiamy pralkę, żeby ukryć ślady gofrów na odzieniu nieletnich. I ze spokojem można zacząć smażyć na głębokim oleju placki ziemniaczane. Kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamień!
Miła niedziela? Miła. Fajna i rodzinna, choć następnym razem musi z nami pójść Mama 🙂