874 dni
To już tyle trwają moje supermoce? Matki kombinatorki!
Od dziś nie Monika, ale Matka Hari.
Skończyłam kurs kombinatorki stosowanej. Ale Wy pewnie też.
Zawsze śmieszy mnie to, jak trzeba kręcić, ile się nagadać, ile nakombinować, żeby zażegnać ryzyko konfliktu na polu dziecko-matka. I jaka to satysfakcja, gdy się udaje!
W tej dzikiej satysfakcji patrze na siebie przychylnym okiem, klepię siebie po ramieniu i mówię:
– Matka, jesteś mistrzem!
Jestem mistrzem, bo myję zęby Inie, a ona nawet o tym nie wie. Grywalizacja na poziomie żłobka 🙂 Dodam, że Ina uparta jest jak osiołek i zębów myć nie lubi, a jedyny element, który ją interesuje, to pasta do zębów, jedzona prosto z tubki. Ale, ponieważ jestem mistrzem, robimy to tak.
– Ina, idziemy połaskotać ząbki?? Ale ciiiiiiiiichoooo, żeby ząbki nie słyszały…
Jestem mistrzem, bo w mieszkaniu pochowałam żółte pudełeczka z jajka niespodzianki. W środku wprawdzie zazwyczaj są rodzynki, które zwykle przegrywają z czekoladą, ale Ina i tak to uwielbia. Rytuał szukania jajek po kuchni się przyjął. Dziecko szczęśliwe, że ,,zajączek” o nim pamiętał (przypominam, że już czerwiec), ja jestem świadkiem wybuchu radości i czuję dziką satysfakcję, że to rodzynki a nie co innego (choć dziś zajączek pochował kawałki gorzkiej czekolady).
Jestem mistrzem, bo tak umiem zagadać własne dziecko, że jest skołowane i już samo nie wie, o co chodziło 🙂
Jestem mistrzem, bo nie tylko usypiam, ale umiem też odłożyć haha!
A tak poza tym…
Jestem mistrzem, bo umiem tak rozwieszać pranie, żebym nie musiała tego potem prasować… czasem mi się uda 🙂 Ze zwichniętą kostką na trzecie piętro wnoszę zakupy, dziecko i torbę z laptopem. Można? Trzeba! 🙂
Jestem mistrzem, bo jeszcze nie zjadłam swojej Córki, ani rano, gdy ją budzę całusami w szyjkę, ani wieczorem, gdy razem zasypiamy. Stale zostawiam ją sobie na deser 🙂
PS. fotki zrobiła Aga. Sprawdźcie jej bloga 🙂