To nawet już moja córka wie. To, że każda kobieta powinna mieć swoje pieniądze na swoim koncie w banku. Tak, by mogła sobie kupić, co chce i kiedy chce, kiedy potrzebuje i kiedy ma tylko ochotę.
Kiedyś napisałam post o tym, dlaczego faceci nie chcą się umawiać z samotnymi matkami. Jedną z przyczyn było przekonanie, że kobiety szukają jelenia, który będzie je utrzymywał. Je i jej dziecko z poprzedniego związku. Doskonale to rozumiem i gdybym była mężczyzną, też bym nie chciała spotykać się z kobietą tylko po to, by zaspokoić jej potrzebę finansowej stabilizacji.
To jeden ze stereotypów.
Stereotypy dotyczące kobiet i pieniędzy
Ja teraz poruszę kolejny stereotyp, ale tylko po to, by lekko zamieszać. Podkreślam – to stereotyp, nie reguła.
Jak zachowują się mężczyźni, gdy żona chce się rozwieść? Idą się napić, ewentualnie robią aferę na pół osiedla. A co robi kobieta (stereotypowo), gdy mąż odchodzi? Zastanawia się, jak sobie poradzi z dziećmi finansowo, w panice odświeża swoje CV i uporczywie przelicza swoje byłe i przyszłe szczęście na złotówki.
Smutne, ale bywa tak, że nasz – kobiecy i rodzinny – ekonomiczny spokój i komfort zależny jest od drugiej osoby. Przynajmniej połowa kobiet w Polsce nie jest w stanie utrzymać siebie i swojej rodziny. 30% zamężnych Polek jest na utrzymaniu swojego męża.
Niektórym z Was się nie podoba to, co zawsze mówię. A uważam, że to bardzo nieodpowiedzialne, by tylko mężczyźnie w rodzinie zostawić temat pieniędzy. To nierozsądne, by, z własnej wygody, odciąć się i nie brać także na siebie finansowej odpowiedzialności. Wam natomiast nie podoba się to dlatego, że według Was kobieta musi mieć komfort, by urodzić i wychować dziecko. Jasne sprawa, zgadzam się z tym. Ale niestety w części polskich domów urlop macierzyński przedłuża się o kolejne 20 czy 30 lat. Część z Was również wypomina mi, że w szczęśliwych związkach i dobranych parach nie ma finansowej rywalizacji, że małżeństwo z góry zakłada zaufanie i że dobrze jest czasem oprzeć się na mężczyźnie. No właśnie – oprzeć się, a nie uwalić. A co do zaufania – jestem bardzo za zaufaniem w związku, ale zaufanie nie ma wpływu na wypadki losowe, jak choćby śmierć męża albo ciężki wypadek, który na długie miesiące może uniemożliwić mu pracę. Zaznaczacie również, że o pieniądzach mówię z perspektywy samodzielnej mamy i rozwodu – no tak, to prawda, znam z autopsji sytuację, która wymaga niezależności finansowej. Wiem, jak to jest i dlatego wiem, o czym mówię.
Nie zawsze chodzi o rozwód!
Ale też nie zawsze chodzi o sytuację, gdy mąż odchodzi do innej, która, zanim jeszcze Sędzia zdąży ogłosić koniec małżeństwa, zarządza rodzinnym budżetem nie swojej rodziny, ale na swoją korzyść. Nie zawsze chodzi o zdradę, porzucenie i niesprawiedliwe zagrywki. Niezależność finansowa ratuje nie tylko wtedy, gdy mąż ma inną i zostawia żonę z dziećmi na pastwę losu. Przydaje się, gdy przychodzi choroba kogoś bliskiego. Gdy trzeba przejąć ciężar odpowiedzialności za utrzymanie rodziny. Gdy dotyka tragedia, z którą trzeba się zmierzyć, bo przecież dzieci nie poczekają…
Będę to powtarzać, ponieważ kobiety nie są uczone, jak zarabiać, jak zarządzać pieniędzmi i jak obracać się w finansowym świecie. Nie jesteśmy nauczone wyceniać się, ani prosić o podwyżkę. Z kolei wciąż nasze pokolenie ma w pamięci obraz kobiety domowej i mężczyzny, który trzyma w garści domowy budżet i daje jasno do zrozumienia, kto tu ma kasę i pilota w ręku. Pamiętamy to, mamy to w głowach – my i nasi partnerzy, którzy, nawet bezwiednie, powtarzają schemat zaobserwowany w domu. Kobiety rozwijają się, zdobywają kolejne szczeble kariery, znają swoje cele i są konsekwentne w dążeniu do nich. Tylko gdzieś po drodze zasysa je domowe zwykle życie, potrzeby innych, wygoda, łatwiejsza logistyka. Tracą gdzieś kierunek i ustawiają na końcu kolejki, nie myśląc o tym, że nie dbając o siebie i swój rozwój, stają się bezbronne. Bo w razie kłopotów, nie są silne, potrzebują czasu, by się wdrożyć do nowych działań. Bo w razie kryzysu nie wiedzą, od czego zacząć.
Nie zrozumcie mnie źle. Każda rodzina ma swoje zasady. Każdy żyje tak, jak chce. Nie w każdej rodzinie kobieta jest wykorzystywana jako pomoc domowa i nie w każdej rodzinie mężczyzna to „złotówkowy tyran”. Ale takie rodziny bywają. Bywają rodziny, w których kobieta jest niedoceniana, a jej praca bagatelizowana. Bywają rodziny, gdzie brak zrozumienia i empatii, gdzie każda słabość jest wykorzystywana przeciwko. Bywają rodziny, gdy kobieta zarabia 3000 zł, a mężczyzna 20 000 zł, i to też rodzi problemy, mimo aktywności zawodowej.
Po co o tym piszę? Bo czasem życie daje mocny policzek w twarz.
Film, który każda kobieta powinna obejrzeć –
,,Plac Zbawiciela”
Jednym z moich ulubionych filmów jest „Plac Zbawiciela”, film z 2006 roku Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze. Ten dramat społeczny to jeden z najbardziej realistycznych obrazów, jakie widziałam. To bardziej film dokumentalny, tak prawdziwy do żywego. Polecam serdecznie (jest na YouTube), choć nie będzie to milutki seans z karmelowym popcornem. Ten film Was poruszy, jestem tego pewna. (Przeczytaj fajny opis tego filmu w serwisie Filmweb.)
Oto historia niemal banalna i niezwykle aktualna – Bartek i Beata, małżeństwo z sześcioletnim stażem i dwójką dzieci, zostają brutalnie oszukani. Okazuje się, iż developer, który zajmował się budową ich nowego mieszkania, nagle zbankrutował i zniknął. Nie mają wyjścia, muszą przenieść się do matki Bartka. Jest ciężko, no ale przecież trzeba żyć dalej. Krauzowie pięknie obrazują życie przeciętnej rodziny. Rodziny, w której to mąż zarabia i czuje się panem i władcą. To w końcu obraz kobiety zniewolonej pampersami, garnkami i domem, która nie ma prawa własnego zdania, która nie ma nawet prawa być kochaną… Beata jest prostą, niewymagającą kobietą, jest przede wszystkim matką, lecz wspólne działanie męża i teściowej, ciągłe upokarzanie i upodlanie, sprawia, iż popada w głęboką depresję, staje się nikim. Wyrzeka się godności, tylko po to, by ktoś okazał jej trochę uczucia. Zdradzona po raz kolejny przez męża, zdradzona przez najbliższą przyjaciółkę, traci sens życia i podejmuje dramatyczną decyzję…
Gdy mówię o niezależności finansowej, przykład filmowej Beaty podaję jako pierwszy. Jest wymowny, wyraźny, nie da się znaleźć lepszego. Gdyby Beata – główna bohaterka ,,Placu Zbawiciela” – byla niezależna finansowo, jej życie potoczyłoby się inaczej. Możliwe, że byłaby szczęśliwa. Na pewno byłaby bardziej spokojna. I nie zbierałaby swojej godności z podłogi.
W 2019 roku rozwiodło się 65 341 par.
Według danych GUS z 2011 roku praca stanowi podstawę utrzymania tylko dla 34,5% kobiet w mieście i 30% kobiet mieszkających na wsi. Również z danych z 2011 roku wynika, że 31,3% kobiet jest na czyimś utrzymaniu. Tylko co trzecia kobieta traktowała dochody z pracy jako główne źródło utrzymania.
W 2019 roku rozwiodło się 65 341 par.
W 2019 roku rozwiodło się 12 719 kobiet w wieku 30-34 lata, 13 886 kobiet w wieku 35-39 i 19 062 kobiet w wieku 40-49. Widzisz? Najwięcej kobiet rozwodzi się po 40. roku życia. Można przypuszczać, że część z nich nigdy nie pracowała, ma mały udział w budżecie domowym i od kilku czy nawet kilkunastu lat nie interesowała się tym, co dzieje się na rynku pracy.
Według GUS, w 2019 roku rozwiodło się 5219 bezrobotnych kobiet oraz 4790 biernych zawodowo (w tym na emeryturze i rencie). Patrząc na ilość mieszkańców Polski, to nie jest dużo, ale za tymi liczbami kryją się żywi ludzie. To mogłam być ja, to mogłaś być Ty.
2019 rok nie był wcale tak dawno temu. Patrząc na statystyki, zauważyłam dwie główne i kryzysogenne przyczyny rozwodu – niedochowanie wierności (w 3864 przypadków; w 9601 przypadków w połączeniu z innymi przypadkami; 1212 razy z winy męża) oraz nieporozumienia na tle finansowym (wyłącznie 460 przypadków, łącząc z innymi przyczynami – 4718 przypadków).
Dlaczego wymieniam te dwie przyczyny?
Niewierność to nie tylko zdrada fizyczna. To tajfun emocji. To złość, wściekłość, potrzeba dowiedzenia winy, potrzeba sprawiedliwości, zemsta, przekleństwa, przemoc. To są takie emocje, które sprawiają, że Twoją naczelną potrzebą jest zgnojenie drugiej osoby i pokazanie jej, gdzie jest jej miejsce. I w takiej sytuacji, gdy kobieta przez lata była finansowo bardziej lub mniej zależna od męża, to będzie pierwsza rzecz, jaką on wykorzysta przeciwko niej. Bo to będzie szybki sposób na pokazanie swojej byłej partnerce, jak niewiele jest warta. Nie wierzycie? Ja wierzę. I w złości, w kryzysie, w nienawiści brak hamulców.
Nieporozumienia na tle finansowym też są bolesne. Mogą wynikać z braku spójności w rozumieniu roli kobiety i mężczyzny w związku. Tak naprawdę nie chodzi tu o pieniądze, ale o różnice między małżonkami. Pieniądze to tylko pretekst. Punktem zapalnym może być rozłam w tym, jak partnerzy widzą status materialny rodziny, jak bardzo i komu zależy na tym, by było dostatnio i „z dokładką”. W mieszkaniu czy w domu? Na kredyt czy za gotówkę. Jakim samochodem będziemy jeździć. Gdzie pojedziemy na wakacje. Zakupy z listą czy spontaniczne, bez patrzenia na ceny. A finalnie – kto decyduje? Ten, kto więcej zarabia, czy wspólnie?
Nie chcę, by moja perspektywa była przez Was odbierana jako jedyna i słuszna. Ale jest jedyna, jaką znam od podszewki i jedyna, jaką potrafię uargumentować. Wiem, że gdybym nie miała swojej pracy, swojego etatu, swoich zleceń – byłoby mi bardzo ciężko stanąć na nogi po rozstaniu. Oszczędzając szczegółów – pieniądze pozwoliły mi na to, bym mogła sobie zaczynać od nowa po swojemu. Mogłam się wyprowadzić z domu, w którym nie byłam mile widziana. Mogłam to zrobić w miarę szybko. Mogłam zatrudnić adwokata. Mogłam, bo miałam pieniądze. A co w takiej sytuacji – lub każdej innej, gdy zmienia się struktura rodziny – ma zrobić kobieta, która nie ma nawet swojego konta w banku?
Przezorny zawsze ubezpieczony. Pieniądze niby szczęścia nie dają, ale jak ich nie ma, człowiek czuje się ograniczony, zamknięty, pozbawiony możliwości manewru. Szczerze? Tak właśnie jest.
Napisałam e-booka „Rozwód na spokojnie” między innymi po to, by zaznaczyć taką sytuację, by uwrażliwić, by podkreślić, że niezależność finansowa jest niezbędna. To nie przywilej, to nie fanaberia, to nasz obowiązek. Bo gdy mężczyzna odchodzi, wtedy odchodzą z nim pieniądze. Nikt nie pyta, czy masz na kurs, czy masz na czynsz, czy masz na szkołę, na zakupy, na fryzjera, na psychologa, na benzynę, na rachunek za telefon, na prąd i na prezent urodzinowy koleżanki córki ze szkoły.
Wyszło na to, że niezależność finansowa jest potrzebna kobiecie wtedy, gdy nie może liczyć na faceta. Bzdura i błąd. Nie tak to powinno brzmieć.
Niezależność finansowa jest potrzebna po to, by móc zwolnić się z pracy, gdy szef stosuje mobbing. By nie zostawać na siłę na nielubianym etacie, bo kredyt, bo średni sezon, bo ,,poczekaj jeszcze, wytrzymaj”. Własne pieniądze dają możliwość wyboru. Komuś się nie podoba Twój plan? Trudno, zrealizuj go sama. Mając swoje pieniądze, możesz iść na wymarzony kurs, możesz się uczyć. Możesz nawet kupić sobie więcej czasu, delegując zadania i płacąc na pomoc, gdy jest ona potrzebna. Nie musisz prosić. Nie musisz argumentować. Nie musisz opisywać, czego potrzeba Twojej duszy i ciału, by uzyskać zgodę głównego fundatora. Sama sobie wszystko możesz.
Nie zależność finansowa to obowiązek wobec nas samych. To higiena osobista. To dbanie o siebie. To też dbanie o drugiego człowieka, bo jeśli jesteś w związku, to wspólnie budujesz życie i przyszłość, nie zrzucając na partnera obowiązku zapewnienia bytu rodzinie. Dzięki niezależności finansowej możesz zadbać o drugą, bliską osobę.
Choć ja i tak uważam, że pieniądze nie są do szczęścia potrzebne. Ale codzienność ich wymaga. Codzienność nasza i naszych dzieci, dlatego dajmy im dobry przykład. Nauczmy siebie zarabiać, gospodarować i inwestować. Nauczmy się zdrowego podejścia do pieniędzy.
Nauczmy się mieć pieniądze.