Mieć czy być? Kariera czy dziecko? Z mlekiem czy bez? Oto odwieczne dylematy każdej młodej kobiety. No, u mnie jest jeszcze ,,z drzemką czy bez’’, bo wstaję codziennie o 5:00 rano… Dlaczego tak wcześnie? No właśnie moje próby pogodzenia kariery i macierzyństwa zaprowadziły mnie do momentu, gdzie musiałam lekko naciągnąć swoją dobę. Ku chwale własnego rozwoju, satysfakcji i kredytu hipotecznego. 🙂

Oprah Winfrey powiedziała, że w życiu można mieć wszystko, po prostu nie można mieć wszystkiego jednocześnie. Są jednak rzeczy, których nie można odkładać, które chciałoby się mieć i robić już teraz. I pojawia się konflikt. Na przykład wtedy, gdy chce się i dziecka, i kariery. Dwa lata temu wpadło mi do głowy hasło ,,Mother-Life Balance’’ i zastanawiam się, czy to jest rozwiązanie kobiecych dylematów? Czy to jest ten napis na mecie, do którego biegniemy od budzika do budzika?

Co może zrobić pracodawca, żeby ułatwić młodej mamie powrót do pracy?

Choć pracuję jako freelancer, jestem fanką pracy na etacie. Bardzo sobie zawsze ceniłam stałość zatrudnienia, pracę w drużynie i pewne pieniądze i między innymi dlatego dopiero w tym roku przestałam być częścią większego zespołu.

Może się powtarzam, ale pamiętam, gdy Ina miała cztery miesiące i odbyłam rozmowę z moim ówczesnym szefem Marcinem Potkańskim (tak, to ten od Mitte Cafe). Dostałam jasny komunikat – zespół na Ciebie czeka. 

Ale jak miałam wrócić do pracy, gdy moje dziecko było tak małe?

Dostałam kilka możliwości, z których skorzystałam ani przez chwilę nie rozstając sie z moją Córka.

  1. możliwość pracy zdalnej – którą dostałam już pół roku wcześniej
  2. mogłam przyjeżdżać do pracy z Córką i nikt nie miał nic przeciwko temu
  3. Marcin wynajął specjalnie dla mnie małe biuro, dosłownie drzwi obok, kupił materac dla dzieci, poduszki, koce i zabawki, bym mogła pracować z Córką. 
  4. moje zadania były dostosowane do moich możliwości. Żadnego ślęczenia po nocach, raczej rzeczy, które mogłam przygotowywać z wyprzedzeniem.

Zapomniałabym – gdy Marcin dowiedział się, że jestem w ciąży, dał mi podwyżkę!

Myślę sobie, że w tak bezpiecznych i komfortowych warunkach można pielęgnować swoje mother-life balance, można dbać o karierę jednocześnie nie wypuszczając dziecka z rąk.

Tego właśnie młode mamy potrzebują. Potrzebują jasnej wiadomości – czekamy na Ciebie. Potrzebują rozwiązań i możliwości, z których mogą skorzystać. Potrzebują pomocy i wskazówek, ułatwień, dzięki którym łączenie pracy i macierzyństwa nie jest tak trudne.  

 

Co robisz, gdy szef pyta: kariera czy dziecko?

O ile bycie freelancerem i mamą jest w teorii łatwe – można pracować wtedy, kiedy dziecko śpi, można mieć elastyczne godziny pracy, plan dnia ustalić pod dziecko itp. To etat nie brzmi już tak optymistycznie.

Etat to określone reguły gry. To dzień pracy od-do. To dojazdy do biura, odpowiedzialność za resztę zespołu i, moim zdaniem, większy stres. 

Młode mamy bardzo chcą pracować. Ale są rzeczy, których się boją. 

Mówi się o tym dość często, choć nigdy wprost, że pracodawcy niezbyt przychylnym okiem patrzą na młode mamy. Fakt, prawo pracy zabrania ich zwalniania, ale zawsze można zrobić redukcję etatu, prawda? Z taką presją żyją kobiety, które chcą wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim. 

Młode mamy boją się, że:

  • szef będzie wiecznie niezadowolony, gdy się okaże, że przez pierwsze tygodnie w żłobku dziecko jest non stop chore. 
  • stracą kontakt z dzieckiem i będą żyć w poczuciu, że zaniedbują własne dziecko, oddając je do placówki wychowawczej
  • nie będą mogły podołać bardziej angażującym zadaniom, a przez to nie będą już tak atrakcyjne dla pracodawcy
  • pracodawca w końcu zapyta: kariera czy dziecko. A one nie będą wiedziały, co odpowiedzieć. 
  • nie będzie je stać na opiekunkę, gdy dziecko będzie częściej chorowało. 

Jednym słowem – nie są ani mamami na 100%, ani super pracownikami na 100%. I tak źle, i tak niedobrze. 

Co znaczy ,,normalny dzień pracy” i ,,normalna praca”?

Czasem w temacie ,,kariera czy dziecko’’ wpada mi w oko hasło ,,normalny dzień pracy’’ albo ,,normalna praca’’. Zastanawiam się, jaka jest ta norma w 2019 roku….

8 godzin pracy i wypłata na czas?

Jeśli to są jedyne kryteria, to… trochę mało, prawda? Mama w 2019 roku potrzebuje zaufania swojego pracodawcy, elastyczności, bezpieczeństwa i różnych możliwości rozwoju. Chciałaby mieć pewność, że L4 nie będzie brane jako unikanie pracy, a praca z domu będzie traktowana jak coś normalnego. Mama w 2019 roku nie chce brać nadgodzin, ba!, nie chce być do nich zmuszana. Chce zarabiać dobre pieniądze, mieć czas dla siebie, czas dla najbliższych i wiedzieć, że pracuje nie tylko po to, by pracodawcy było lepiej, ale by jej praca zaprowadziła ją jeszcze wyżej, na przykład do awansu.

Duże wymagania? 🙂 

 

Daj znać, co o tym sądzisz!

A teraz zobacz ten filmik (zwróć też koniecznie uwagę na fragment po 3:33). Zawsze się zastanawiam, jak to jest pracować w dużej firmie, z wieloma oddziałami. Nigdy nie pracowałam w takim miejscu, teraz pracuję w domu i nie jestem związana na stałe z żadną agencją marketingową (docelowo magazyn The Mother MAG jest moim planem na przyszłość).

 

Jak to jest u Ciebie?

Jak łączysz pracę i macierzyństwo?

Czy według Ciebie jest to w ogóle możliwe?

Komentarze są do Waszej dyspozycji.

A ja dziękuję JYSK za gościnny występ na moim blogu. 🙂

 

Kariera czy dziecko? Nie chcę wybierać.

Niestety, ale ani macierzyństwo, ani kariera nie poczekają. Dziwnym trafem trzeba się nimi zająć mniej więcej w tym samym czasie i poświęcić porównywalną ilość energii, uwagi i czasu.

Nie chcę zostawiać na potem ani rozwoju mojej Córki, ani mojego. Między innymi dlatego mam złoty medal w żonglowaniu priorytetami, które codziennie się zmieniają, a ja musiałam w końcu zrozumieć, że mam, jak sama chciałam. Moje życie nigdy nie będzie super poukładane, bo chcę robić za dużo rzeczy w swoim życiu i z niczego nie chcę zrezygnować.

 

Jak w takim razie wygląda mój dzień?

Tak, wstaję o 5:00. Wszystkim się tym chwalę, bo jestem z siebie cholernie dumna. Dla mnie to niebywały wyczyn, serio.

Od 5:20 (jedna drzemka + kawa) do 7:20 pracuję. Bardzo lubię poranny spokój. To jest ten czas, gdy wszystkie osoby, z którymi współpracuję, śpią, więc nie dostaję żadnych powiadomień na messengerze. I w skupieniu i na spokojnie załatwiam 70% rzeczy z  mojej list zadań na dany dzień. Naprawdę! Te dwie godziny bardzo mnie uspokoiły. Wprawdzie o 22:00 już ledwo patrzę na oczy, ale za to mam dużo spokojniejszy dzień.

O 7:20 budzę Inę i przed 8:00 idziemy na piechotę do przedszkola (ja chcę, a Ina musi być w #teamkroki). 

W domu jestem około 9:00. Jem śniadanie (albo i nie, zależy, co działo się między 7:00 a 8:00), robię sobie drugą kawę… I do 15:00 albo piszę, albo organizuję, albo mam wywiad, albo spotykam się ze znajomymi, albo oglądam Top Model (jak nie mam siły i potrzebuje odmóżdżenia), albo piszę teksty na bloga. Pracuję po prostu na komputerze.

W poniedziałki, środy i piątki odbieram Inę około 15:30 z przedszkola. W środy idziemy na rolki dla początkujących (Ina jeździ, a ja patrzę i podziwiam). A tak ogólnie to robimy zakupy, sprzątamy, gotujemy, oglądamy Voice of Poland. Wtedy już nie pracuję. Bo skupiam się na Córce i spędzam z nią czas. A po drugie – po prostu nie chce mi się. Wolę słuchać opowieści z przedszkola. A żebym to mogła robić, nastawiam budzik dwie godziny wcześniej. Po to, by z czystym sumieniem i bez naglących myśli o nowym mejlu czy jakimś poście na ASAP, móc być z moją Córką.  

Tylko tyle i aż tyle.