Jesień mnie przygniotła swym ciężarem. Zero słońca, krótszy dzień. Za taki ,,dopalacz” to ja dziekuję bardzo.

1 // 2 // 3 // 4

Przy życiu trzyma mnie
dwuzębny uśmiech radości i wizja Krakowa, do którego się przytulę już w
niedzielę. Na pewno będę potrzebowała koca – bardziej ciepłego niż
zwykle. Kawy, bardziej parującej niż zwykle, i koniecznie w kubku, nie w
szklance. Książki, bardziej wciagającej niż poprzednie.

Wyciągnęłam
herbatę, która obiecała mi ,,świąteczny klimat”. Czyli w sam raz na
aurę za oknem. Zaczęłam sie jesiennie umartwiać, kupiłam kalosze
(hello?), płaszcz. Wiem jednak, że jak tylko pójdę na spacer po
jesiennym Krakowie, to mi przejdzie 🙂
Jestem zmęczona, a nie chcę zwolnić biegu, bo kto mnie potem rozpędzi?